Black Friday – Okazja czy oszukaństwo?

Carrie Bradshaw z Seksu w Wielkim Mieście mówiła,  – Lubię swoje pieniądze trzymać tam, gdzie mogę je widzieć, najbardziej, kiedy wiszą w mojej garderobie. Shame on you Carrie, byłaś spłukana, bez grosza przy duszy a co tydzień kupowałaś nowe Manolo Blahniki. Zrobiłaś całemu pokoleniu kobiet jesień średniowiecza z mózgu, wmawiając im, że mogą kupować wszystko, na co ich nie stać. Staliśmy się zakładnikami naszych kart kredytowych i jak chomiki w kółku non stop w pogoni i bez szans na wyjście z długów. Piszę ten artykuł przed zbliżającym się Black Friday i mam nadzieję, że zastanowisz się na moment, zanim polecisz do sklepów wydawać swoje ciężko zarobione pieniądze, by następnie stanąć przed szafą i po raz kolejny stwierdzić, że nie masz w co się ubrać. 

Black Friday – Czyli czarna rozpacz dla portfela.

Nigdy nie rozumiałam fenomenu tego dnia. Ludzie biją się o telewizory, dziewczyny wyrywają sobie z rąk sukienki i buty, jakby to był koniec świata. Rozpaczliwy dzień upadku ludzkiej rasy. Kupowanie sterty niepotrzebnych rzeczy tylko dlatego, że było taniej a potem tłumaczenie się, że idą święta, i tak trzeba kupić, bo prezenty, bo sylwester bo wyjazd w góry. Jest tylko jeden haczyk moja droga, zanim nadejdzie Sylwester, w sklepach jeszcze trzy razy zmieni się kolekcja karnawałowa a twoja sukienka do sylwestra będzie już “starą kolekcją” Problem nie leży w sukience, problem leży w nas, że dajemy się nabrać na triki marketingowców. Wybacz, że napiszę to wprost, mam nadzieję, że zamiast się obrazić na mnie, pomyślisz nad sensem tego piszę. Jesteśmy żałosne w tej gonitwie za łachem za pół ceny. Wiesz, kiedy przestałam kupować? Kiedy zdałam sobie sprawę, że ktoś na początku wciska mi coś za 120 zł, potem mami mnie tym, że oto właśnie mam przed nosem okazję życia, by kupić jego ciuch za 60 zł, żeby zaraz potem rzucić te ubrania do kosza bez ładu i składu i rozpaczliwie próbować wyciągnąć z mojej kieszeni chociaż 25 złotych. Jeśli chcesz znać prawdziwą wartość danej rzeczy, od najniższej ceny na metce odejmij 80% i gotowe.  Zastanów się, czy naprawdę chcesz dać swoje pieniądze Panu Ortedze czy Innym Hennesom & Mauritzom. Ja, w przeciwieństwie do Carrie, postanowiłam trzymać swoje pieniądze na swoim koncie, zamiast na kontach magnatów z ciucholandii. 

FIRE – Financial Independance, Retire Early

To ruch, którym jestem zafascynowana. Mniej więcej polega to na tym, że robisz plan finansowy na podstawie którego wyliczasz ile potrzebujesz pieniędzy, by pójść na wczesną emeryturę. Zmieniasz swoje nawyki, kroisz koszty wszędzie gdzie tylko się da i oszczędzasz. Podejmujesz się różnych pobocznych dorywczych zajęć, czyli tak zwanego side hustling’u i odkładasz lwią część swoich dochodów. Przez kilka lat gromadzisz środki, dzięki którym zaczynasz nowe życie. Inwestujesz w akcje i inne pasywne instrumenty, dzięki którym potem uzyskujesz dochód i możesz zacząć cieszyć się życiem bez etatu. W całej tej zabawie kluczowe są powody dla których podejmujesz się życia w duchu FIRE. Jeśli twoimi pobudkami są tylko pieniądze, odpuść, nic z tego nie wyjdzie, ale jeśli szczerze i bezgranicznie chcesz móc każdy poranek spędzić z rodziną bez pośpiechu przy śniadaniu, patrzeć jak rośnie twoje dziecko, celebrować życie bez pogoni za posiadaniem to jesteś na dobrej drodze do wolności finansowej. 

Na czarną godzinę.

Wychowywano nas w duchu oszczędzania na czarną godzinę, czego ja szczerze nienawidzę. Nie uczono nas, że dzięki pieniądzom możemy być wolni i warto ponosić wyrzeczenia dla tej wolności. Uczono nas za to, że musimy być przygotowani na czarną godzinę, dramat i nieszczęście, wydajemy więc szybciej, niż zarabiamy jakbyśmy uciekali i w ten sposób mieli uniknąć nieszczęść.  W imię “kiedy mam żyć, jak nie dziś?” wydajemy ogromne sumy, by kupić rzeczy, których nie potrzebujemy, tylko po to, by zaimponować ludziom, których w ogóle nie znamy. Czy to ma dla ciebie sens? Pomyśl o tym, zanim otworzysz portfel. 

Zacznij oszczędzać.

Ja nigdy nie miałam nadmiaru pieniędzy. Zawsze nam brakowało a mimo to, pierwszą rzeczą jaką robiłam po otrzymaniu mojej marnej pensji, była wizyta w sieciówce.  Wydawało mi się, że skoro nie mam nic, to przynajmniej kupię sobie chwilę przyjemności. Nigdy nie zapomnę ucisku między żołądkiem i żebrami zaraz po wyjściu ze sklepu, to był ucisk żalu, wyrzutów sumienia i szczerze? Mojego poczucia beznadziejności. Z perspektywy kogoś, kto nie zna mojej faktycznej sytuacji finansowej, moje życie może się wydawać bajką. Prawda jest taka, że nauczyłam się cieszyć tym co mam, więc nie rozglądam się za zbędnymi rzeczami. Wiem, gdzie kupić bardzo tanio markową torebkę i mam ich kilka, więcej nie potrzebuje. Mam buty do noszenia na co dzień, do podziwiania i wyglądania. Mam szafę pełną ubrań, (grzechy sprzed lat)  z których codziennie mogę tworzyć inną stylizację. I za każdym razem, kiedy korci mnie by kupić nowy ciuch lub coś czego nie potrzebuję, wyciągam dokładnie tę sumę, którą miałam przed chwilą wydać i wpłacam na konto, do którego nie mam karty. W ciągu roku uzbierało się na naprawdę fajne wakacje. Czy pojadę na te wakacje? Nie. Bo to koszt mojego miesięcznego utrzymania a moim celem jest rok wolności finansowej bym mogła się rozwinąć, rozejrzeć za innymi możliwościami. Żyć. 

Chcę żyć bez strachu i w wolności do robienia tego co kocham. Chcę celebrować czas, który jest mi dany, chcę podróżować, poznawać nowe miejsca i ludzi. Chcę czuć wolność totalną, mentalną, chcę żyć tak, by mieć co wspominać. Chcę słyszeć śmiech Sati każdego dnia, chcę ją celebrować i chcę jej dać życie wolne od strachu o czarną godzinę. Dlatego nie, nie będę kupować pierdół tylko dlatego, że są tańsze niż zazwyczaj. Wybieram wolność od bezmyślnego wydawania pieniędzy, których nie mam. Nie kupię prezentów pod choinkę bo moi najbliżsi mają wszystko czego im potrzeba a kolejny krawat czy szal nie spowoduje niczego odkrywczego w naszych relacjach. Nie będziemy  reklamą Allegro z wystrojoną babcią na czele. Mój Instragram też zniesie brak clickbiteó’w z hashtagami #magiaprezentów. Za to spędzimy razem kilka dni na śmiechu i przytulasach, w piżamach i bez Instaglam’u. 

Ale jeśli musisz kupić…

Kup. Pomyśl, porównuj ceny, szukaj pomysłowych prezentów. Jeśli polujesz na rzeczy dla siebie, kupuj klasyki, rzeczy, które są ponadczasowe. Dobre kozaki, wełniany płaszcz, dobra koszula. Moja szafa jest pełna klasyków, dlatego jestem spokojna, że mam w co się ubrać. Postanowiłam Black Friday spędzić w domu na porządkach w szafie, praniu i odświeżaniu swoich ubrań. Mam wystarczająco pieniędzy wiszących w szafie, pora by i konto bankowe zobaczyło złotówki. A ty, gdzie trzymasz hajs, na wieszakach czy w kosmetyczce? 🙂 

        

Zapisz się do Newslettera #MissisBoss i bądź na bieżąco ze wszystkimi atrakcjami naszej społeczności !

Co myślisz ?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

No Comments Yet.