BRAK SŁÓW NA TYTUŁ

Wszystko bierzemy za pewnik. Wydaje nam się, że to co mamy dzisiaj, będzie z nami już zawsze, że my będziemy na zawsze. Żyjemy, cieszymy się, celebrujemy życie i tylko czasami przychodzi nam zmierzyć się ze stratą kogoś bliskiego. Póki żyjemy, nie myślimy o śmierci, jako o czymś, co może spotkać nas, w zasadzie z dnia na dzień. Nie wypowiadamy słowa “śmierć” bo podobno słowa mają moc a myśli siłę przyciągania… 

Śmierć to paradoksalnie jedyny pewnik naszego życia a my robimy co możemy, by się z nią nie oswoić. Jest jak zbyt oddany ukochany, taki, który zawsze jest przy nas nawet jak wylejemy mu na głowę wiadro pomyj. Jedyny pewny człowiek, tak bardzo obok, że aż niezauważalny. Ten, który zawsze stoi na straży gotowy wziąć nas w objęcia i trzymać tak całą wieczność. Zupełnie jak śmierć, kroczy obok nas krok za krokiem… Czasami wyrwie się z łańcucha niespodziewanie i skoczy nam na szyję a my w chwili pocałunku odwrócimy głowę zbywając go machnięciem ręki. Wtedy obie strony uczą się czegoś nowego, że było blisko ale jeszcze nie czas. Najczęściej potem wszystko wraca do starego ładu, nasz stary druh dalej kroczy dzielnie obok bez słowa i niezauważalnie a my myślimy, że możemy rozpocząć nowy romans z życiem. 

W Armenii mamy takie przysłowie “Pokocham cię, kiedy umrzesz” To przysłowie ma w sobie prawdę o stosunku ludzi do siebie nawzajem. Nie zauważamy, nie doceniamy, tak długo, że dopiero coś tak drastycznego jak śmierć, uświadamia nam co mieliśmy. To przysłowie jest dowodem talentu wielu artystów, sportowców, ludzi wielkich i oddanych ideom, którzy za życia nigdy nie doczekali się uznania i paradoksalnie dopiero śmierć sprawiła, że zostali dostrzeżeni. A co z tymi obok nas? Ci, którzy jeszcze żyją, są. Może i czasami nas wkurzają, ale są. 

Wszyscy jesteśmy sztywniakami, chodzimy z kijem w dupie, który aż wystaje nam z gardeł blokując aparat mowy. Fuczymy i syczymy na siebie przewracając oczami, zamiast rozmawiać. Pomawiamy, obgadujemy, tresujemy dzieci zamiast wychowywać, milczymy zamiast wyrazić emocje. Po co to komu? lepiej trzymać wszystko w sobie, przecież to tylko mama, ona wie, że i tak ją kocham… Możesz się ze mną nie zgodzić ,ale uważam, że kochamy powierzchownie. Taka miłość której się nie wyraża bo ponoć jest oczywista. Boimy się emocji jakby miały nas ugryźć. Ja ciągle słyszę, że jestem zbyt emocjonalna ale czy to źle? Jestem człowiekiem, mam rozum, serce i głowę i emocje, kim bym się stała, gdybym na siłę próbowała to wszystko ukryć? Nasze kredyty, problemy, kurs franka, mama, która założyła dziecku pieluchę o pół centymetra krzywo… Przyjaciółka, która na imprezę włożyła identyczną sukienkę co ty, wiedząc o tym, że ty masz zamiar ją założyć, teściowa, która średnio kuma z tobą czaczę wnerwia cię pytaniami czy chcesz schabowego czy mielonego, mąż, który nie odkurza tak idealnie jak ty… to wszystko jest zupełnie nieistotne, kiedy patrzysz na swoje życie z perspektywy śmierci. Drastycznie, wiem, ale żeby sobie uświadomić ile szczęścia mamy, że żyjemy, trzeba czasami spojrzeć na siebie albo z góry, albo spod ziemi.

 Ja wiem, że na takim blogu jak ten, nie wypada pisać o tak poważnych sprawach. Lepiej trzymać się szminek i innych kolorowych spraw. Ale kim bym była, gdybym nie była sobą? Ostatnio dużo myślę o śmierci, oswajam ją i postanowiłam się z nią zaprzyjaźnić bo inaczej się nie da żyć na tym cholernym świecie, kiedy zabiera ci raz po raz kogoś bliskiego. Paradoksalnie im bardziej się oswajam z myślą o tym, że wszyscy kiedyś spotkamy się w innej czasoprzestrzeni, tym bardziej pełnią życia żyję. Zadaje sobie pytanie kiedy nadejdzie mój czas? Kiedy złapie mnie za nogi i pociągnie siedem metrów pod ziemię ? i dociera do mnie że może się to wydarzyć w każdej chwili. I wtedy jeszcze bardziej chcę żyć. Sceptycy powiedzą, że takie emocje mają datę przydatności i że po jakimś czasie człowiek wraca do starego ładu. Może i tak, ale ja wiem, że te silne emocje bywają też przewrotowe i że to od nas zależy jak je spożytkujemy. Ja postanowiłam zrobić z nich napęd do życia. Z wakacji w Grecji zarówno ja, jak i Piotrek przywieźliśmy swoje własne obrazki, które zapamiętamy do końca życia. Moim obrazkiem jest biegnąca Sati z Piotrkiem po plaży. W chwili robienia tych zdjęć przepełniało mnie największe szczęście i rozpacz jednocześnie. Oto moje dziecko biegnie w moje objęcia szczęśliwe i roześmiane a twoje braciszku już tego nie zrobią. Będą żyć z tęsknotą za objęciami taty. Jedna chwila, jeden moment i wiedziałam, że właśnie przewartościowało się całe moje życie. Może kiedyś oswoję się z twoją stratą a może dopiero Alzheimer pomoże mi zapomnieć. Ale zanim dziad mnie dorwie, będę żyć za nas dwoje!

Takich nas zapamiętam, z bananem na twarzy. I jeszcze ten nasz taniec do Snoop Dogga, o którym przez kolejnych kilka lat legendy krążyły w rodzinie 🙂

        

Zapisz się do Newslettera #MissisBoss i bądź na bieżąco ze wszystkimi atrakcjami naszej społeczności !

Co myślisz ?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

No Comments Yet.