JAK ZROBIĆ KONFITURY – MÓJ PRZEPIS

W kulturze, w której się wychowałam, jednym z zalet którymi przyzwoita dziewczyna powinna się wyróżniać, to zaradność. W wolnym tłumaczeniu na język dwudziestego pierwszego wieku to kobieta harpagan, która jedną ręką ogarnia dziecko a drugą cały dom, przy okazji trzymając między dużym palcem u nogi i środkowym podaje mężowi wyprasowaną koszulę w szpagacie na stojąco :). To rodzaj życia, przed którym my, kobiety nowej ery raczej bronimy się rękami i nogami. Dorastałam słysząc, że powinnam umieć piec ciasta, więc umiem. Sprzątać na błysk, wieszać pranie pod linijkę od największych do najmniejszych, umiem. Szyć, cerować, haftować (nie mylić z haftowaniem po porządnej imprezie, ale pochwalę się ten rodzaj haftu też umiem 🙂 Idąc dalej, według kanonów przyzwoitej dziewczyny, powinnam też umieć gotować – tu posłużę się słynnym cytatem Marii Czubaszek, że tylko kobieta potrafi z niczego zrobić awanturę i zupę. Z cytatu trzeba odjąć tekst o awanturze i wiadomo o co kaman. Awanturnice nie znajdują mężów więc powinnam też umieć trzymać język za zębami. Sorry nie wyszło 🙂

Mogłabym wymieniać wiele kulturowych dogmatów z którymi się nie zgadzam, ale muszę być też sprawiedliwa wobec nich. Prawda jest taka, że jestem szczęściarą, że urodziłam się i wychowałam w Armenii. To właśnie moja kultura jest trzonem moich zasad moralnych, fundamentem tego, co dzisiaj dla mnie istotne a co kompletnie bez znaczenia. Jestem szczęściarą, że życie pokierowało kroki mojej rodziny do Polski a ja mogłam mieszkać w europejskim kraju jakim jest Polska i dzięki tym dwóm kulturom stworzyć miks człowieka, którym jestem dzisiaj. Dzięki moim korzeniom zawsze wzbudzałam ciekawość, ludzie chętnie ze mną rozmawiają, dopytują o różne sprawy z Armenii. Zawsze mnie to cieszy, kiedy mogę opowiedzieć o kraju, który kocham miłością nie do opisania. Ale jestem słoikiem, więc nie mogłabym ominąć tematu jedzenia w słoikach, który nie jest tylko domeną przejezdnych z małych miasteczek do wielkiego świata Warszawy, ale jest również zakorzeniony w mojej kulturze i jest ważną częścią kuchni każdej gospodyni domowej.

Zero Waste

To nie jest twór nowoczesności. Odkąd pamiętam funkcjonował w naszym domu. Wszystko było wykorzystywane do granic możliwości, dzielone między członków rodziny lub sąsiadów albo suszone i marynowane. W każdej spiżarni były słoiki pełne jedzenia bo prawdziwa ormianka to zaradna ormianka, ta, która potrafi zrobić zupę z niczego. Żyłam w czasach, kiedy brakowało wszystkiego, nigdy nie wiadomo było, czy będzie co jeść w zimie, więc zapasy jedzenia były priorytetem w każdym domu. Mężczyźni zawsze ogarniali mięso a kobiety kiszonki, marynaty i inne dżemy. Bo nawet jak nie będzie co jeść, to można było do chleba dać ziemniaka i kawałek kiszonego kalafiora i już człowiek był najedzony. Każdy owoc i warzywo było wykorzystywane. Każdy kawałek suchego chleba był magazynowany by następnie trafić do ręcznika kuchennego i pod krople wody do zmiękczenia aby ponownie stać się posiłkiem. Kocham te wspomnienia…

Może to głupie, ale dobry psycholog znalazłby na tę przypadłość jakiś termin, ale ja lęki o jedzenie mam do dzisiaj. Choć jedzenia nie marynuję w słoikach, to zdarzało mi się kupować o wiele więcej niż potrzebuję. Dopiero od niedawna robię zakupy bardzo przemyślane i staram się nie myśleć o wojnie, która może nadejść w każdej chwili i odciąć dostęp do pożywienia 🙂 Jest jednak rodzaj słodkiej przypadłości, która uprawiam niezależnie od lat i która ma swoje podłoże bardziej w łakomstwie niż w strachu o zapasy na wojnę 🙂

Mon cherie, la confiture

W nomenklaturze ormiańskiej, lekarstwo. A wiecie dlaczego? Bo gdyby nam dzieciom nie wcisnęli kitu, że konfitury są lekarstwem, to byśmy wyjadali po słoiku na łebka dziennie zanim zima zdążyłaby nadejść 🙂 Żadne rarytasy nie umywają się do słoików konfitur. W Armenii robimy je ze wszystkiego, nawet z dyni i orzechów! Istotą konfitury było to, by nie wydawać w zimie pieniędzy na cukier i mieć więcej na opał. Ale z tym lekarstwem to też nie była taka znowu ściema bo konfitury mimo, że mają w sobie dużo cukru, to jednak mają właściwości lecznicze. Herbatka z konfiturą z malin na przeziębienie według moich cioć działa lepiej od aspiryna 🙂 Do tej pory uwielbiam chorować, kiedy wiem, że mam zapasy konfitur 🙂

Zachowując tradycję i mając na uwadze sezon grypowy, który już niebawem, po “zakatowałam” trochę słoików. Choć uwielbiam konfitury z dyni i orzechów, ich przyrządzanie to jednak wyższa szkoła jazdy. Ja stawiam raczej na wersję “ach te europejki” i swoje konfitury przygotowuje z malin, wiśni i truskawek. Przyznam, że to dzięki nim nie mogę się doczekać jesieni. Już czuję zapach chłodu i mokrych liści na asfalcie, zapach spalonego w kominach drewna i słyszę dźwięk kropel deszczu i wszystko wskazuje na to, że na starość zmieniam się z letniej dziewczyny na zimową. Oby tylko jesień życia za szybko nie przyszła bo lek lekiem, ale na zmarchy konfitury cudów raczej nie zdziałają 🙂

Przepis na moje konfitury

1 kilogram malin, truskawek lub wiśni. Wiśnie nie drylowane. Bo drylowane szybko się kurczą

Na kilogram malin lub truskawek kilogram cukru

Na kilogram wiśni, 1 i ⅕ kilograma cukru.

Owoce umyj (oprócz malin) Odmierz dokładnie na wadze i warstwowo dodaj owoc i cukier. Rób tak żeby cukier rozłożył się równomiernie.

Odstaw do rana. Jeśli robisz maliny i truskawki postaw na małym ogniu, owoce zaczną wydawać wodę i dobrze. Gotuj do pierwszego wrzenia i wyłącz do całkowitego ostudzenia. Czynność powtórz dwa razy.

Jeśli robisz konfiturę z wiśni, postępuj identycznie tylko dodaj około 100 ml. wody przed postawieniem na gazie garnka. Gotuj w identyczny sposób ale czynność powtórz trzy razy.

Po ostatnim razie gotowania odstaw do całkowitego ostudzenia i przygotuj słoiki do zamknięcia konfitury. Zimną konfiturę równomiernie nakładaj do słoików 50/50 owoców i płynu. Za każdym razem zostanie ci trochę płynu konfiturowego bez owoców. Wlej do buteleczki i wstaw do lodówki. Możesz używać do kompotów lub wypieków.

UWAGA! Podczas gotowania ciecz w garnku będzie się podnosić i pojawi się biała piana. Pilnuj żeby ci nie zachlapało kuchenki bo potrafi dostać nóg i wylać się z gara a białą pianą się nie przejmuj. Jeśli będzie jej bardzo dużo, to po prostu odbierz łyżką z wierzchu i wylej. Jeśli mało, to nie tykaj, samo przejdzie. Nie mieszaj. NIGDY!

        

Zapisz się do Newslettera #MissisBoss i bądź na bieżąco ze wszystkimi atrakcjami naszej społeczności !

Co myślisz ?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

No Comments Yet.