KIEDY UMIESZ TKAĆ DYWANY

Muszę wam się do czegoś przyznać, wcale nie jestem ze skały i często przechodzę przez różne stany, niekoniecznie skowronkowe. Kilka lat temu stworzyłam biznes, który pochłonął mnie do granic możliwości. Pracowałam bez wytchnienia i poświęciłam się bez reszty mojej wizji. Wierzyłam, że to co robię ma sens, jest dobre i będzie czymś wielkim. Niestety życie pokierowało kilka spraw nie po mojej myśli i wszystko trafiło szlag. Musiałam przełknąć czarę goryczy. łatwo nie było, z dnia na dzień zostałam bez zajęcia i z osoby wiecznie niewyspanej, stałam się tą wiecznie śpiącą. Nie jestem w stanie słowami opisać, jaką pustkę czułam a pustka w połączeniu z poczuciem bezużyteczności to wybuchowa mieszanka. Sytuacja była o tyle trudna, że dla tego biznesu poniekąd zrezygnowałam z pasji mojego życia, czyli z muzyki i śpiewania. Nie miałam już ani muzyki, ani swojego biznesu. Wypłakałam wszystkie łzy świata i wlokłam mój depresyjny tyłek przez wiele dolin, które w tamtym czasie były jedyną ścieżką jaką szłam. Najtrudniejsze było to, że nie bardzo wiedziałam co mam dalej ze sobą poczynić. Trochę tak, jakby z dnia na dzień zabrakło mi na pomysłu na siebie a ja zawsze żyłam z pasją i robiłam rzeczy, które mnie naprawdę kręciły. Nawet na studia dziennikarskie poszłam z pasji do pisania. Pomyślałam wtedy, że zawsze mogę połączyć miłość do muzyki z pisaniem i zostać dziennikarką muzyczną. (wtedy jeszcze się pisało o muzyce a Instagram nawet był w głowie jego twórców. Nikomu do głowy nie przychodziło ile pism i stacji muzycznych przestanie istnieć) Jednak w tamtym czasie, czułam się poza obiegiem, jakbym wypadła z kręgu najważniejszych wydarzeń. Zostałam gdzieś tam a cały świat minął mnie i prześcignął. To były trudne lata.

Kiedy już…

Musiałam w końcu wziąć się za siebie i odnaleźć się w nowej sytuacji ale za cholerę mi to nie szło. Na szczęście na świat przyszła Sati i byłam tak pochłonięta depresją poporodową, że na inne depresje zabrakło mi czasu. Najbardziej w tym czasie męczyło mnie poczucie przegranej i to, że nie osiągnęłam nic spektakularnego w sferze zawodowej. Do tego męczyła mnie świadomość, że zawiodłam najbliższych, którzy zawsze wierzyli, że osiągnę spektakularne sukcesy. Dręczyły mnie myśli, że zawiodłam pokładane we mnie nadzieje. Możesz to uznać za niedojrzałość emocjonalną, ale nie miałam odwagi spojrzeć im w oczy. I mniej więcej w tym czasie zaczęłam chodzić z głową w dół a nie tak jak kiedyś wyprostowana i dumna jak paw. Dosłownie przestałam patrzeć ludziom w oczy, uciekałam ze wzrokiem, żeby nikt w nich nie wyczytał porażki bo niczego na świecie tak nie cierpię, jak wzroków pełnych politowania.

W takich beznadziejnych sytuacjach zawsze ratuje mnie moja natura wścibskiej dziennikarki. Kiedy coś mnie dręczy, muszę znaleźć odpowiedzi na ten stan, muszę zrozumieć z czego wynika i jakie mam opcje by uporać się z dana sytuacją. W pewnym momencie, kiedy już nie mogę dłużej żyć we własnej skórze, zaczynam prowadzić długie i do bólu szczere rozmowy sama ze sobą. Dzielę się na pół i wchodzę w rolę dziennikarki, psycholożki oraz pacjenta. Dziennikarka zadaje pytania a pacjent odpowiada. Wszystko obserwuje z boku i wyciągam wnioski z zasłyszanej rozmowy.  Mój ostatni wywiad zaczął się jakieś dwa lata temu i nadal trwa. Ale ostatnio znalazłam się w pewnej sytuacji, która dała początek końca tej terapii.

Przyjechało szwagrostwo do nas na piwko wieczorową porą. Siedzieli chłopaki z Piotrkiem popijali drineczki i rozmawiali o interesach. Wszyscy trzej są facetami z osiągnięciami i łbami na karku. Wiele przeszli i nic nie dostali ot tak ani od życia ani od rodziców. Milionerami nie są, ale w porównaniu z początkami z jakimi się mierzyli, moim zdaniem są kimś więcej niż milionerami… Są facetami z jajami, którzy potrafią zadbać o swoje rodziny i zapewnić im dobry byt. Słuchałam ich rozmowy i po raz pierwszy nie bardzo wiedziałam jak się wtrącić do tej ciekawej konwersacji. To była pierwsza taka sytuacja od niepamiętnych czasów, kiedy pozostało mi skorzystać z okazji i zamilczeć. Z tego korporacyjnego grypsu zrozumiałam tylko określenie “unikalny użytkownik” 🙂 Z podziwem patrzyłam na nich bo znam ich historię i wiem od czego zaczynali i do czego doszli i poczułam dumę, że mam ich w moim życiu. Wtedy dopadły mnie myśli o tym, że ja nigdy nie będę na tym szczeblu co oni, nigdy nie osiągnę tego co oni i zrobiło mi się przykro. W górę wzięły moje imigranckie emocje a poczucie porażki natychmiast zwaliłam na mój bagaż życiowy. Chwilę pobiadoliłam nad sobą, rozmyślałam o tym wszystkim i olśniło mnie! Przecież ja mam coś, czego nie mają oni! Eureka! Odkryłam Amerykę, mogę się napić! Potrzebowałam tej jednej chwili, tego ułamka sekundy poczucia skrajnej bezużyteczności, żeby zdać sobie sprawę, że nigdy więcej nie chcę się tak czuć i że moje głupie obawy nie mają żadnych podstaw. Pomyślałam wtedy o wszystkich moich zawodowych osiągnięciach, o tym jak organizowałam trasy koncertowe znanym artystom, o tym, że byłam manadżerką znanej gwiazdy, o tym, że prowadziłam wytwórnię płytową nie mają żadnego doświadczenia a robiłam to z świetnymi wynikami. Pomyślałam o tym, ile rzeczy potrafię stworzyć własnymi rękami choćby swetry i tkać dywany. Wiedziałaś o tym, że umiem tkać dywany? Mam w gardle moc podparty przeponą a jak warknę to mnie słychać na drugim końcu klubu bez mikrofonu. Potrafię pracować z kamerą bo prowadziłam w TV program muzyczny mam za sobą nawet epizodyczne role w serialach. Zagrałam setki koncertów do tysięcy kotletów, stworzyłam biznesy, które choć nie pod moimi skrzydłami to jednak dalej prosperują. Nie jestem do cholery do bani! Ze wszystkich tych rzeczy, które wymieniłam, jestem w stanie wytworzyć pieniądze na chleb bo wszystkie rzeczy kocham miłością dozgonną i są to moje pasje. Poczułam wdzięczność do mojej babci, która zawsze powtarzała, że dziewczyna powinna umieć wytwarzać pieniądze rękami. Teraz już rozumiem co miała na myśli i dlatego uczyła mnie robić te swetry na drutach, tkać te dywany, kroić i szyć… Poczułam, że powoli kończymy wywiad, dwie połówki znowu tworzą całość. Wyczerpałam pulę pytań a odpowiedzi ułożyły obraz w całość. Potrafię, chcę, mogę wszystko, a że polizałam po drodze trochę asfaltu, cóż, czasami warto spróbować nieznanych potraw 🙂

        

Zapisz się do Newslettera #MissisBoss i bądź na bieżąco ze wszystkimi atrakcjami naszej społeczności !

Co myślisz ?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

No Comments Yet.