Tochę ostatnio zaniedbałam bloga, nie było mnie tutaj kawał czasu. W międzyczasie miałam komplikacje zdrowotne, mnóstwo pracy i zero czasu by napisać cokolwiek. Ostatecznie doprowadziłam się do stanu, w którym już z całkiem poważną niechęcią patrzyłam na siebie. Miewam takie krytyczne momenty, kiedy zatracam się w pracy i wtedy wygląd schodzi na drugi plan i wtedy zapala się czerwona lampka, która zmusza mnie do ogarnięcia się.
Ponieważ od dłuższego czasu chodziłam w dresie, nie zauważyłam kiedy mój ciążowy brzuszek zdążył się tak powiększyć. Musiałam pójść na zakupy bo w żadne spodnie już się nie mieszczę. Wybrałam się na zakupy i ku mojemu zdziwieniu odkryłam, że w normalnych sklepach nie ma nic, absolutnie nic dla dziewczyn w 4 miesiącu ciąży. Natomiast w sklepach z typową ciążową odzieżą panuje stylistyka gloryfikowania stanu ciąży, czego szczerze nie cierpię. Jak nie kokardki na brzuszku, to z tyłu na plecach, jak nie kokardka, to wór do ziemniaków… Z przykrością stwierdzam, że poziom odzieży ciążowej w powszechnie dostępnych sklepach jest na poziomie różowych lalek dla dziewczynek.
Wróciłam do domu, założyłam długi sweter, dodałam botki i pelerynę a efekt możecie zobaczyć na zdjęciach. Moje zakupy skończyły się kupnem czarnych legginsów w rozmiarze 40 oraz jeansowych spodni również w rozmiarze 40. Kolejne stylizacje pokażę Wam niebawem 🙂
Co myślisz ?