MOJE ŻYCIE MOJE ZASADY

Jako dziecko miałam bardzo wiele zainteresowań. Od zawsze moją największą pasją była muzyka. Mimo, że wokalnym talentem nie grzeszę na miarę światowych div, zawsze czułam pod skórą, że scena jest tym miejscem, gdzie powinnam się znaleźć. Byłam bardzo mała, kiedy moja mama opowiadała mi o wielkich artystach. Puszczała nam kasety takich artystów jak Kenny G, Tina Turner czy Aretha Franklin. Mój tata z kolei był zafascynowały hipisowskimi klimatami, więc tu do czynienia miałam z The Doors, Deep Purple czy Jimmym  Hendrixem. Sporo zioła tatuś jarał w tamtym czasie. Moja mama z zawodu jest śpiewaczką operową, więc muzyka była naturalnym kierunkiem zarówno dla mnie jak i mojej siostry. Ale to moja siostra miała śpiewać, ja miałam zostać baletnicą 😉 Oczywiście jako dziecko odrzucałam cały ten operowy sztywniacki świat i zupełnie do niego nie pasowałam. Wolałam pop, miałam więcej temperamentu niż rozumu bo chciałam zostać gwiazdą. Dzisiaj wiem, że mój sprzeciw wynikał tylko i wyłącznie z narzuconego odgórnie scenariusza w którym miałam odegrać rolę spełnienia marzeń moich rodziców. Zanim zostałam uświadomiona przez moją Panią Profesor Ludmiłę Barbaro, że mam talent i (jej zdaniem La Scala stała dla mnie otworem w przyszłości) dopadła mnie proza życia. Proza dorosłego życia, z którym musiałam się zmierzyć będąc jeszcze bardzo młoda. Jako dziecko uprawiałam łyżwiarstwo, sztuki walki, lekką atletykę ale tu też nie odniosłam większych sukcesów i szybko rezygnowałam z obranej drogi. Miałam łatkę tej niezdecydowanej, tej, która nigdy nie dokańcza tego co zacznie. Wszyscy tylko w kółko mówili – Wybierz coś i się tego trzymaj. Nie możesz do końca zmieniać zdania, musisz się nauczyć ciężkiej pracy i dyscypliny. Tylko jak mam ciężko trenować, kiedy coś od środka ciągle szeptało mi, że to nie jest tym co chce robić w życiu i niby dlaczego nie mogę zmieniać zdania? Oczywiście, jako dziecko rzadko wiemy co chcemy robić do końca życia, jednak świadomość o tym, że to co robię, nie jest tym co chce robić, ciągle pchała mnie w kierunku poszukiwań. Zabrzmi górnolotnie, ale wiedziałam że chce robić wielkie rzeczy. Rzeczy znaczące i zostawiające po mnie ślad. Dzisiaj bez grama kokieterii, nie uważam, żebym robiła coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. Spieprzyłam jeden biznes, spaliłam milion złotych, maam sporo kłopotów finansowych i zostałam na koniec blogerką. Więc o czym my mówimy…? Ale zaraz… a może dopiero teraz wiem co chcę robić i dlatego nie uważam, że to coś wyjątkowego? Może dlatego właśnie musiałam liznąć tyle zawodów, tyle prób i porażek, by zacząć robić coś, co wychodzi mi do tego stopnia naturalnie, że aż banalnie?

Jest taki fajny frazes który mówi – Znajdź coś,co kochasz robić a nie będziesz musiał pracować ani jednego dnia. To jest jedno z zasad jakimi kieruję się w moim życiu. Kiedy przeglądam swoje CV czarno na białym widać, że wszystkie zawody, które uprawiałam były podyktowane moimi zainteresowaniami. Oprócz czyszczenia kibli oczywiście, ale był taki czas, że musiałam i kelnerzyć i ogarniać szalet. Na szczęście życie zahartowało mnie na tyle, że jak trzeba, to i na koniec świata na piechotę pójdę. Większość mojego doświadczenia zawodowego to muzyka, praca w wytwórni płytowej, koncerty z różnymi artystami, trasy koncertowe jako manager i chórzystka. Śpiewanie do kotleta za 200 zł w Pcimiu Dolnym, prowadzenie programu telewizyjnego (muzycznego) udział w programach typu reality show (goła dupa te sprawy) Show i Glow Panie. Tak mniej więcej wyglądało moje życie. W tamtym czasie decyzje które podejmowałam, były najlepszymi opcjami jakie miałam do wyboru i to one mnie doprowadziły do momentu w którym powiedziałam no more.

Dzisiaj, kiedy piszę o tym wszystkim przeżywałam retrospekcje tamtych lat. Oczywiście nie mogę w jednym artykule opisać wszystkich wątków, emocji i szczegółów ale miałam bogate życie zawodowe, bogate w przeżycia i emocje. Dzięki temu że kierowałam się pasją a nie zarobkami przekonałam się że, jogurt z kajzerką potrafi smakować jak kebab, kiedy musi i powiem Wam, że to były najsmaczniejsze “kebaby” jakie jadłam w życiu. To były przede wszystkim najbardziej “uczciwe” kebaby bo były jedzone w przekonaniu o dobrze wykonanej robocie. W poczuciu satysfakcji i głodu robienia nowych i fascynujących rzeczy. Widzisz, Wolność wyboru to wybór. Wolność zmiany zdania bez ciśnienia o tym co pomyślą inni, to wybór. Wolność kreowania swojego ekosystemu to wybór. Wolność w popełnianiu błędów to wybór. Często słyszę jak ktoś mówi – Boję się, że podejmę błędną decyzję. Albo – Boję się, że stracę coś tam… Naprawdę nie chcesz sprawdzić co ewentualnie możesz zyskać, kiedy to coś (być może) stracisz? Naprawdę nie chcesz się dowiedzieć, czego nauczy cię twoja błędna decyzja i ile korzyści możesz mieć z tej nauki w przyszłości? Pomyśl o tym… Pomyśl uczciwie, ile jest ciebie w twoich decyzjach życiowych a ile dogmatów, kulturowych i wychowawczych osadów, których nie możesz się pozbyć. Wolność to nie pieniądze, uwierz mi, zarobiłam ich dużo a straciłam jeszcze więcej. To nie ustatkowane życie, w którym wszystko działa jak w zegarku. Wolność to wybór, co zrobić z czasem, który nam pozostał. Ja zamierzam wrócić do muzyki. A ty?

        

Zapisz się do Newslettera #MissisBoss i bądź na bieżąco ze wszystkimi atrakcjami naszej społeczności !

Co myślisz ?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

No Comments Yet.