Wszystko, czego nie zrobiłam w te święta

Powinnam dostać w tym roku koronę leniwej żony i matki wygodnickiej. I wiecie co? Dobrze mi z tym. Lista rzeczy, których nie zrobiłam w tym roku jest imponująco długa, tak długa, że końca nie widać przez moje brudne okna 🙂 Na czele listy królują porządki domowe, następnie cała gama nie ulepionych pierogów i uszek. Kurz za kanapą też będzie musiał zaczekać do wiosny, zbiorę wtedy wszystko hurtem. Oto moja wersja tego, co i jak przygotować na wigilię 😉

Nie zrozumcie mnie źle, nie potępiam magii świąt pachnącej piernikami z przepisu babci, szczerze mówiąc to trochę wam zazdroszczę, ale w moich stronach święta pachną prosiakiem z piekarnika a że nie jem mięsa to z chwalenia się nici. Może kiedyś ustanowię własne tradycje, może kiedyś moja córka będzie mogła sama upiec pierniczki z przepisu mamy ale póki co, upieczone pierniki zjadamy na bieżąco i z dziesięciu blach pierniczków, które upiekłam ani jedna nie dotrwała do świąt. Na dobry początek ustanowienia rodzinnych tradycji, zajadanie się  smakołykami na bieżąco uważam za punkt otwarcia listy 🙂 

Nie ulepiłam uszek ani pierogów, wszystko zamówiłam, czas potrzebny do ich przyrządzania poświęciłam Satince. Tygodniowa laba od przedszkola w ramach adwentu była przepełniona spacerami, zakupami, ubieraniem choinki i wizytą w Fabryce Elfów. Dziewczyna nawet spotkała świętego Mikołaja i ustaliła z nim, że ciasteczka i mleczko oraz marchewka dla Rudolfa będą czekać przy oknie. Od miesiąca śpiewamy kolędy a ja dzięki niej w końcu nauczyłam się, że Pasterze „przybieżeli” a nie „przymierzeli” przeczytaj to słowo jeszcze raz i wyjaśnij mi proszę jak mogłam w ogóle wpaść na trop takiego słowa i przez 25 lat dorosłego życia nawet tego nie sprawdzić. Na szczęście zawsze korzystałam z okazji i milczałam, kiedy trzeba było gromko śpiewać 🙂 

Dywan błaga o pomstę do nieba bo od plam plasteliny, farb i brokatu którego nie mogę się pozbyć całkiem stracił swój dawny blask, ale lubię go takiego żywego, domowego. Brudny od życia tętniącego w domu. Tapicerka na kanapie też nie jest pierwszej świeżości ale razem z kurzem za meblami będą musieli zaczekać na wiosenne porządki. Tymczasem my na tej kanapie jemy i śpimy razem z całym arsenałem zabawek Sati a gdy w domu nie ma nawet kromki chleba, zawsze można coś znaleźć między szczelinami. Święta w naszym domu to coś nowego, coś z czym jeszcze sami nie umiemy sobie radzić. Nowe za sprawą Sati bo każdy z nas zarówno ja jak i Piotrek jesteśmy w nowej roli. Czasami łapie się na tym, że patrzę na Sati i nie mogę uwierzyć, że ona już wie kim jest Mikołaj. Słucham i nie dowierzam, że człowiek, który wyszedł ze mnie zaledwie trzy lata temu śpiewa kolędy z taką intonacją, że rzucam wszystko i chłonę każdy dźwięk wydany z jej malutkich ust. Widzę piękno i miłość w lepieniu pierogów, oddanie najbliższym i magię świąt w zapachu wypieków.

Kocham polską tradycję świąt i szczerze podziwiam Was, drogie kobiety, matki, żony, siostry i babcie. Podziwiam Was i próbuje wam dorównać ale z roku na rok przekonuje się coraz bardziej, że moją tradycją jest jednak inny rodzaj celebracji i chyba po raz pierwszy w życiu czuję się z tym dobrze. Szczerze mówiąc jeszcze kilka lat temu nie pomyślałabym o zrobieniu świątecznej sesji i ubraniu tej tej pięknej sukienki za całe sto złotych. Długo zaniedbywałam siebie i swoich potrzeb by po całym roku wyrzeczeń i starań, jeszcze w święta stawać na rzęsach by zrobić wszystko idealnie. Wreszcie nie czuję się pomiędzy prosiakiem a uszkami i barszczem. Czuję się wolna bo ustanawiam własną tradycję. Tradycję wolności i szacunku wobec kultury i życie z dumą według własnych zasad z zamówionymi pierogami i dawno zjedzonymi piernikami. Wesołych Świąt. 

        

Zapisz się do Newslettera #MissisBoss i bądź na bieżąco ze wszystkimi atrakcjami naszej społeczności !

Co myślisz ?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

No Comments Yet.