NEW IS IN THE AIR

Podobno przemeblowanie mieszkania zwiastuje zmiany. Podobno, bo tak twierdzą mądrzejsi ode mnie, kiedy odczuwamy potrzebę zmian w naszym życiu, najczęściej bierzemy się za porządki czy przemeblowania. Kobiety lubią wtedy zafundować sobie wizytę u fryzjera i częściej niż zazwyczaj, decydują się na drastyczne zmiany. Dlaczego tak się dzieje? Znowu, mądrzejsi ode mnie, twierdzą, że jest to najprostszy sposób, by zmaterializować owe zmiany. Widzieć i dotknąć, doświadczać tego nowego stanu, tych zmian, których domaga się od nas każda myśl i każdy milimetr naszego ciała. Znasz to? Ja dwa razy w roku muszę coś zmienić, coś przemeblować, coś wyrzucić, coś dokupić. I faktycznie na takie porządki decyduję się zazwyczaj wtedy, kiedy przechodzę trudności lub konstans w życiu zawodowym czy osobistym. Stare dobre przysłowie mówi “Kiedy odchodzi stare, robi miejsce na nowe” I ja się z tym w pełni zgadzam. Wystarczy zmienić ustawienie mebli w mieszkaniu a energia natychmiast się zmienia. Kupujesz nowe kieliszki z których wieczorem pijesz wino na balkonie i natychmiast zmienia się twoje samopoczucie. Ja od dłuższego czasu potrzebowałam tej nowej energii. Mimo bardzo wielu obowiązków i aktywności, wszystko w pewnym momencie stanęło w miejscu. Od kilku lat walę głową w mur. Próbuję przebić coś, co z każdym uderzeniem rozwala mi czaszkę a ja jak Rocky Balboa powstaje i uderzam jeszcze raz, trudno że facjata już cała we krwi a oczy wyszły mi z oczodołów. Tak już mam, że walczę aż upadnę ja lub mur. Ostatnio jednak zmądrzałam, przeczytałam parę fajnych książek, posłuchałam kilka wykładów i olśniło mnie. W końcu dotarło do mnie, że do przebicia muru potrzebuję łomu, ewentualnie buldożera. Widzisz, ja mam w sobie coś tak paskudnego, że dopóki nie wyczerpie wszystkich możliwości, które zależą ode mnie, nie sięgam po pomoc. Bo dla mnie patrzenie jak buldożer w sekundę rozwala mur, z którym ja walczyłam w pocie czoła od lat, nie jest równoznaczne z tym, że to ja go rozwaliłam, mimo, że po niego zadzwoniłam

Jestem jedną z tych dziewczyn, które mają na wszystko odpowiedź. Służę radą dotyczącą każdej życiowej sytuacji. Nie przechwalam się, mówię jak jest i wiem że to efekt mojego bagażu życiowego. Taszczę za sobą kilka różnych walizek. Mam walizkę zawodów miłosnych, walizkę porażek zawodowych, całkiem spore pudło gównianych wspomnień i emocji z dzieciństwa oraz kilka innych z różnymi historiami. Zawsze, kiedy jakaś koleżanka ma problem, wiem którą walizkę otworzyć by służyć jej sprawdzoną radą. Tym razem postanowiłam zrobić pożytek z zawartości moich walizek dla siebie samej. Mianowicie postanowiłam wypieprzyć je wszystkie i iść dalej przez życie bez tego gównianego ciężaru. Wiadomo, praca nad własnym mózgiem trwa trochę dłużej niż wypieprzenie połowy zawartości szafy, więc postanowiłam zacząć właśnie od szaf. Czułam się przytłoczona ilością rzeczy, które mnie otaczają, na które muszę patrzeć i które mnie rozpraszają. W końcu przyznałam sama przed sobą, że tej cholernej sukienki w rozmiarze S już nie założę! Więc po co ją trzymam w szafie? Bo ma drogą metkę? Chrzanić to! Nie potrzebuję tego, nie chcę otwierać szafy i dołować się że mam tyle rzeczy a właściwie nic, co mogłabym na siebie włożyć. Dotarło do mnie, że mój mózg przeszedł taką zmianę, że ja się po prostu już nie utożsamiam z tymi ubraniami, z tymi przedmiotami które trzymam w mieszkaniu. To wszystko już nie ja, nie czuje tego. Zapytasz zapewne to co właściwie czujesz? Odpowiedź jest prosta. Czuję ulgę 🙂 Dzień w którym zrozumiałam, że jedyne czego potrzebuję by czuć się dobrze, to sexy majtki, fajne jeansy i kilka zwykłych koszulek, był dla mnie przełomowy. Z Barcelony wróciłam uzbrojona w buldożer do zburzenia moich starych nawyków.

( naoglądałam się mądrych wykładów, opowiem wam o nich w innym poście) I dlatego już następnego dnia po powrocie umyłam wszystkie okna i zrobiłam gruntowne porządki w sypialni. Kolejne pokoje zostawiłam na weekend. Ten post piszę o godzinie 00:41, jestem pełna energii mimo że cały dzień tyrałam jak wół. W efekcie mam o ¾ mniej ubrań ( szykujcie kasę będzie wyprzedaż 🙂 ) i piękne mieszkanie oraz pokój ZEN, który był moim marzeniem ale bardziej potrzebowałam graciarni, więc you know… Jeden dzień pracy a energie jakaś taka inna. Przechadzam się między pokojami, czuję spokój i czuję że nowe nadchodzi wielkimi krokami. Wszak zrobiłam miejsce zarówno w szafach jak i w graciarni 😉

        

Zapisz się do Newslettera #MissisBoss i bądź na bieżąco ze wszystkimi atrakcjami naszej społeczności !

Co myślisz ?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

No Comments Yet.