JAK KOBIETA KOBIECIE

Tak, żaden mężczyzna żadnej kobiecie… Nie ma co się oszukiwać, rany zadawane przez mężczyzn bolą zupełnie inaczej, niż te, które dostajemy od innych kobiet. Razem nam nie po drodze ale bez siebie jeszcze gorzej. Mamy coś takiego w swoim DNA, że nawet z własnymi matkami i siostrami potrafimy drzeć koty koncertowo. Jeśli uda nam się przyjaźń z drugą kobietą, to zazwyczaj są to przyjaźnie z dzieciństwa. Każda z nas ma taką jedną przyjaciółkę, z którą widzimy się raz na dwa lata ale kiedy już się widzimy, paplamy do rana tak, jakby czas nie istniał. W dorosłym życiu nie nawiązujemy już przyjaźni, bardziej stawiamy na niezobowiązujące znajomości. Takie, w których można być politycznie poprawnym i nie wchodzić zbytnio w emocjonalne więzi. Dlaczego tak jest? bo chcemy mieć opcję obgadywania za plecami. My kobiety mamy wyjątkową zdolność do niszczenia innych kobiet. Atakujemy się nawzajem z wyjątkową brutalnością, bywamy agresywne i zawistne. Ostatnio zastanawiałam się nad bólami i ciosami jakich doznałam od mężczyzn i wiecie co? Wyszło mi, że o tych bólach zapomniałam o wiele szybciej, ale o ranach zadanych przez inne kobiety jakoś trudniej mi zapomnieć.

My babeczki, romansujemy z hipokryzją niemal tak sprawnie, jak zdradzający mąż. O solidarności jajników potrafimy krzyczeć na wiecach ale kiedy potrzeba prawdziwego wsparcia, chowamy głowę w piasek. Jest taki typ kobiety, których ofiarą byłam nie raz. Te z anielską twarzą, które pod przykrywką przyjaźni potrafią rozwalić wieloletnie związki czy przyjaźnie. One są jak żmije chowają każdą urazę i zamiast nieporozumienia wyjaśniać od razu, czekają tylko na odpowiedni moment by wskoczyć ci na gardło. To właśnie one patrzą nam w oczy z udawaną przyjaźnią a za plecami mówią – Dobrze jej tak, zasłużyła sobie. Cieszą się z nieszczęścia innych kobiet a te silne nazywają sukami.

Ja zawsze byłam suką, tą, która idzie po swoje, mówi i robi co myśli więc zawsze byłam na celowniku komentarzy.  Hejtowana byłam nie raz, kiedy jeszcze słowo hejt nie funkcjonował w tej konwencji w jakiej funkcjonuje dzisiaj. Hejt kobiecy, zawistny, wynikający z chęci podcięcia mi skrzydeł. Taki szydzący, bez klasy. Już jako nastoletka zrozumiałam, że gorszego wroga od dziewczyn nie można mieć. Widzisz my babeczki tak samo jak jesteśmy zawistne, tyle samo jesteśmy od siebie uzależnione. My się nie ubieramy dla mężczyzn, nie malujemy dla nich… my się stroimy dla siebie nawzajem bo dobre słowo, komplement od drugiej kobiety bywa bardziej uskrzydlający niż tysiąc słów od faceta. Kiedy zostałam mamą, najbardziej pragnęłam uznania mojej własnej mamy. Owszem, Piotrek cały czas powtarza, że jestem super mamą, ale to wsparcie mojej mamy daje mi pewność, że faktycznie jestem dobra. Wyraz zrozumienia i uśmiech od obcej dziewczyny na widok mojego płaczącego dziecka w Galerii jest tysiąc razy bardziej uspokajający niż pouczające wykłady o tym, jak powinnam reagować w takich sytuacjach. My babeczki zdecydowanie za rzadko jesteśmy dla siebie łaskawe. Jakiś czas temu Weronika Rosati wyznała, że była ofiarą przemocy domowej. Podobno jej partner gnębił ją psychicznie a i od rękoczynów podobno nie stronił. I wiecie co było przerażające? Komentarze kobiet, które twierdziły, że zasłużyła sobie. Epitetów z tych komentarzy nie będę cytować bo są poniżej klasy. Anna Lewandowska po urodzeniu dziecka na każdym kroku dostawała baty za to, że wygląda świetnie. Najgorsze komentarze były pisane przez same kobiety. Znam blogerkę, która świetnie sobie radzi w social mediach, jest po czterdziestce i jest według mnie piękną kobietą ale jest regularnie tępiona przez tak zwane “celebryckie znawczynie mody” Dziewczyna ma pieniądze, jest uprzejma, piękna i robi to, co sprawia jej przyjemność a ludzie nie wiedzieć czemu mają z tym problem. Ja rozumiem zazdrość, ale nienawiści pojąć nie umiem. Ostatnio było głośno o duńskim miliarderze, który stracił troje swoich dzieci w atakach terrorystycznych  na Sri Lance. Z przerażeniem czytałam komentarze kobiet, które pokazując swoje twarze, podpisując się imieniem i nazwiskiem pisały takie nikczemności w obliczu tragedii drugiego człowieka.

Jest też taki typ kobiet, które nie potrafią zaakceptować prawdy a której tak gorliwie się domagają. Nazywam ten typ “chorągiewką”  Zadają podchwytliwe pytania prosząc o szczerość a twoje odpowiedzi kolekcjonują w pudełku z napisem “zabolało, ale teraz udaje, że jestem wdzięczna za szczerość” Potem biorą to swoje pudło pełne kompleksów i biegną tam gdzie wieje południowo zakłamany wiatr. I choć potrafią przy okazji zrobić nam jesień średniowiecza, to z czasem rozumiesz, że tylko oczyściły powietrze.

        

Zapisz się do Newslettera #MissisBoss i bądź na bieżąco ze wszystkimi atrakcjami naszej społeczności !

Co myślisz ?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

No Comments Yet.