I żeby być spójna

Zastanawiałaś się po co nam podsumowania? Czemu oddzielamy grubą kreską pewne wydarzenia, cele czy osiagnięcia od tych nadchodzących? Traktujemy czas jako coś co ma przeszłość, teraźniejszość i przyszlość. Tymczasem czas nie mija, jest taki sam na całej długości. To my przemijamy. Każda jedna sekunda, każda litera wystukana w moją klawiaturę to teraźniejszość, która nadaje znaczenie czasowi, formuje ją i utrwala jej znaczenie we mnie. Jest swoistym drogowskazem i pomaga nam odnaleźć się, porównać do tego gdzie byliśmy a gdzie jesteśmy – ewnetualnie dokąd zmierzamy. Dojrzewamy w czasie, ale czas nie dojrzewa w nas. 

Każdą sekundę swojego życia traktuje jako teraźniejszość, każda przeszła wersja mnie jest żywa i prawdziwa i stanowi rodzaj transportu w teraźniejszość. To jakbyś oglądała zdjęcie siebie z której wychodzi niezliczona ilość ciebie a te na samym początku w miarę pojawiania się nowych “wersji” ciebie stają się coraz mniej widoczne, ale nie znikają. To ty przesuwasz się w czasie. Pod wpływem wielu wydarzeń dojrzewasz, powstajesz na nowo, z nową energią, nowym bagażem doświadczeń, z nową nadzieją. Tak widzę czas. Jako coś, w czym dojrzewam aby ostatecznie dojść do kresu przydzielonej mi puli sekund. Zawsze żyłam w przekonaniu, że niezależnie od jej ilości – bo przecież nikt z nas nie wie, ile zaszczytu życia nam przydzieliła natura – warto ją wykorzystać na maksa. Mamy niebywały przywilej żyć w postaci ludzkiej na tym pięknym globie a naszym obowiązkiem jest pozostawić po sobie coś więcej niż tylko kupę prochu i nie mam tu wcale na myśli góry złota…

Nie odczuwam potrzeby oddzielania grubą kreską tego co udało mi się zrobić w czasie X, aby stawiać sobie nowe cele. “Jesteś tym, co robisz, a nie tym, co mówisz, że zrobisz” – Carl Jung Pięknie powiedziane, Panie Carl, w obliczu owczego zapędu na “cele na nowy rok”  Rzadko słyszę – Będę się rozwijać, wsłuchiwać w siebie, próbować zrozumieć i wgłębiać się w to, z czego mogą wynikać moje niepowodzenia, poczucie lęku, czy konkretny sposób zachowania. Nasze cele – mam wrażenie – często nie tyle są naszymi celami, ile wyobraźnią na swój temat, którego odbicie postrzegamy w osiągnięciach innych. Przyznaję bez bicia, sama wpadałam w ten owczy pęd bez zadawania sobie pytania, czy ja naprawdę chcę mieć kratę na brzuchu i po co mi ona. Albo czy to, że dziesięć lat starałam się o moją córkę oznacza, że pragnienie kolejnego dziecka jest samo zobowiązujące dla mnie by starać się i leczyć przez kolejne lata? W pewnym momencie zaczęłam kwestionować swoje własne decyzje i drążyć głębie. Wyszło mi, że ja po prostu najbardziej na świecie chcę świętego spokoju. Czy to źle nie kierować się żadnym konkretnym celem? Nie! Czasami samo poszukiwanie bywa na tyle ekscytujące, że sam cel nie jest potrzebny. Czy to oznacza, że twoje życie bez żadnego konkretnego celu i zasuwania na to 24/7 jest bezsensu? Nie! Najwięksi myśliciele i darczyńcy miłości na tym globie najwięcej czasu spędzali na rozmyślaniu, szukaniu odpowiedzi, kontemplowaniu radości, braterstwa, wspólnoty i dzielenia. 

To Wszystko brzmi absurdalnie w ustach totalnego freak’a zadaniowego, ale odkąd ważniejsze stało się dla mnie może życie wewnętrzne znacznie łatwiej idzie mi realizacja zadań zewnętrznych – tych właśnie planów, tudzież celów, które gdzieś tam sobie stawiam. Kiedyś wydawało mi się, że jeśli ustawię sobie cel i nie uda mi się go osiągnąć to jestem do doopy na całej linii. Od kilku lat zamiast robić cele, wytwarzam garść pomysłów wynikających z moich głębokich przekonań a wiara w ich sens pcha mnie ku działaniu. I tak co jakiś czas sięgam do tego swojego worka z pomysłami, do którego od czasu do czasu coś dorzucam albo coś z niego wyrzucam. Wybieram sobie czym aktualnie chcę się bawić. Które z moich pomysłów jest najbardziej odpowiednie na ten czas, na ten ładunek emocjonalny, który w sobie mam i na ten poziom radości czy wkurwienia. W roku 2021 miałam tylko jedno wewnętrzne postanowienie – osiągnąć harmonię. Czuć, myśleć, mówić i robić TO SAMO! To znaczy osiągnąć taki poziom wewnętrznej spójności aby nie bać się być całością w tych czterech obszarach. Powinnam napisać, że to właśnie będzie móc cel na nadchodzący rok, ale jak pisałam wyżej, to my dojrzewamy w czasie a nie czas w nas, więc nie mam żadnego celu na nadchodzący rok ponad zachowanie wewnętrznej harmonii i kontynuowanie drogi przez spójność emocji i myśli, działań i ekspresji. Jak na zadaniowego freak’a przystało, wnoszę też w nowy rok worek pomysłów wynikających z już osiągniętych poziomów spójności ale czy uda mi się któryś z nich zrealizować? Nie wiem i nie mam na to ciśnienia. Paradoksalnie ten brak ciśnienia daje mi nie tyle większego kopa ile pewność, że jeśli już sięgnę po któryś z pomysłów z worka, to wiem, że dam radę go zrealizować! Wiem, bo znam już odpowiedzi po co robię, cokolwiek robię. 

        

Zapisz się do Newslettera #MissisBoss i bądź na bieżąco ze wszystkimi atrakcjami naszej społeczności !

Co myślisz ?

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

No Comments Yet.