Na wieść o tym, że mają kręcić sequel serialu “Przyjaciele” Jennifer Aniston powiedziała wprost, – To się nie przyjmie. Dlaczego? zapytał ją dziennikarz, przecież to jeden z najbardziej kultowych seriali lat 90 tych! Ona na to, – Bo my kiedyś siadaliśmy na kanapie i rozmawialiśmy. Wygłupialiśmy się, znaliśmy się, przyjaźniliśmy się. Dzwoniliśmy do siebie o każdej porze dnia i nocy, wiedzieliśmy o sobie wszystko. Dzisiaj rzadko można spotkać takie relacje nawet w rodzinach, a co dopiero w przyjaźni. To była przerażająca prawda, której wcale nie chciałam usłyszeć. Raz dlatego, że bardzo bym chciała zobaczyć “nowych Przyjaciół” a dwa, że wszystko co powiedziała Jennifer było gorzką prawdą.
W moim życiu zawsze brakowało prawdziwej przyjaźni. Takiej z dzieciństwa, z podwórka, takiej ze spaniem u przyjaciółki, dorastaniem razem. Takiej przyjaźni na zabój, na zawsze, z obecnością na swoich weselach i mnóstwem przegadanych godzin przez telefon na ciągnącym się kablu. Jestem dziewczyną z rodowodem imigranta, zawsze miałam kompleks uchodźcy. Nie z powodu kraju z którego pochodzę, z tego jestem dumna, ale z powodu inności, która biła ze mnie jak światło z latarki. Kiedy w latach dziewięćdziesiątych przyjechałam do Polski a dzieciaki na podwórku usłyszały że moja mama mówi do mnie Nana, wszyscy zaczęli wołać za mną Nana chcesz banana? Musiało minąć trochę czasu żeby się przekonali że ciapatka nie jest taka zła 😉 To były czasy, kiedy zabawa na podwórku jeszcze była czymś normalnym a obecność okolicznych meneli na ławce nikomu nie przeszkadzała. Z tamtego okresu została mi jedna koleżanka, ale w tej przyjaźni proza życia też zrobiła swoje.
Comedy Central leci u mnie praktycznie non stop. Oglądam Przyjaciół sezon po sezonie po raz enty i za każdym razem jestem świadkiem przyjaźni grupy ludzi, która ominęła mnie szerokim łukiem. Ostatnio zastanawiałam się do kogo mogłabym zadzwonić w trzeciej w nocy gdyby coś się stało. Stanęło na mamie i kilku osobach. Nieźle, biorąc pod uwagę jak płytkie są teraz relacje międzyludzkie. Ale ile razy przez ostatnich kilka lat spędziłam przegadaną noc z przyjacielem i mnóstwem wina? Dwa. A to już nie tak dobrze… Często zdarza mi się tęsknić za czymś, czego nigdy nie przeżyłam. Jestem więźniem takich emocji. Może dlatego tak lubię ten serial, bo obrazuje mi coś czego nigdy nie miałam.
Kiedy jeżdżę do Armenii zawsze odwiedzam moje podwórko. Wchodzę do każdego bloku, w którym kiedyś mieszkałam, idę na czwarte piętro, drugie piętro, stoję przed drzwiami mieszkania w którym kiedyś mieszkałam i zastanawiam się co by było gdyby… kim bym była gdyby życie nie wywaliło mnie o kilka krajów dalej. Czy nadal mieszkałabym tutaj? Czy miałabym te koleżanki co kiedyś? Czy te przyjaźnie by przetrwały? Za każdym razem mam ochotę zapukać do drzwi i poprosić żeby pozwolili mi wejść na chwilkę ale nigdy nie mam odwagi. Tam też już nie mam przyjaciół, wszyscy powyjeżdżali. To miasto nie pamięta moich wybryków za młodu. Nie ma tam ani jednego miejsca, w którym mogłabym stanąć z koleżanką i powiedzieć – A pamiętasz jak…
Dzisiaj w dobie internetów, massangerów i innych komunikatorów, bardzo trudno jest nawiązać prawdziwą przyjaźń. Uważam, że najlepsze przyjaźnie są takie, które nawiązują się za dzieciaka. Kiedy paczka ludzi przeżywa razem pewne emocje dzięki którym cementują się relacje na całe życie. Rok temu na weselu koleżanki mojego męża siedzieliśmy przy stoliku z jej przyjaciółmi. Cała grupa znała się z liceum. Z tych przyjaźni powstały dwa małżeństwa. Kiedy słyszałam ich historie dotarło do mnie jak biednym jestem człowiekiem. Ja nie mam takich wspomnień. Życie mi je odebrało. Tułaczka z kraju do kraju nie sprzyjała nawiązaniu głębokich przyjaźni. Na szczęście im człowiek starszy, tym mądrzejszy 🙂 Dzisiaj jest we mnie więcej zrozumienia i zdecydowanie mniej pretensji za mój imigrancki los. Ominęło mnie coś w życiu tylko dlatego, bym ceniła to jeszcze bardziej. Być może nigdy spotkałabym moje obecne cudowne przyjaciółki gdybym nie miała w sobie tej tęsknoty. Nie ceniłabym przyjaźni, gdyby była dla mnie czymś oczywistym odgórnie nadanym. Co prawda dziś nie rozmawiamy przez telefon na kablu i tego oldschoolu już nie przeżyjemy, ale tyle ile my ze sobą rozmawiamy, nie wytrzymują nawet smartfony 🙂 Dzięki moim przyjaciółkom po raz pierwszy w życiu doświadczyłam zbiorowej nasiadówy na ormiańską modłę. Nakrywamy do stołu, bo ta, u której się spotykamy pichci mnóstwo smacznych potraw. Pozostałe przynoszą tort, ciasto… siadamy i rozmawiamy, dookoła nasze dzieci, rozmawiające na wpół po ormiańsku na wpół polsku. Zawsze jest głośno więc nasi mężowie najczęściej oddają nam chatę i idą ogarniać swoje męskie sprawy. Kilka dziewczyn z bagażem życia przez tych kilka godzin zapomina o wszystkim. Jesteśmy dla siebie tym, co straciła każda z nas. Jesteśmy przyjaźnią, siostrami, kobietami, które dzielą ze sobą najskrytsze tajemnice. I taką przyjaźń przyjmuję od losu w ramach przeprosin. Losie, w tym temacie jesteśmy kwita 🙂
Co myślisz ?