To miała być sesja zdjęciowa na pożegnanie lata ale wyszły nam sweet focie mamy z córką. Bo podobno w improwizowaniu jestem dobra no to zrobiłam pożytek z nieplanowanej obecności dziecka na sesji 😉 Kiedy urodziła się Sati długo nie mogłam się odnaleźć w nowej roli i wyczekiwałam dnia, kiedy znowu wszystko będzie jak dawniej. Wydawało mi się, że wróci stary, dobrze mi znany rytm dnia i czekałam na ten dzień jak na zbawienie. Kiedy dotarło do mnie, że nigdy już nie będzie jak kiedyś i że wszystko wraz z narodzinami Sati zmieniło się na zawsze… dopiero wtedy się ocknęłam i zrozumiałam, że czas ustalić nowy rytm a stary niech sobie zostanie w czeluściach przeszłości.
Zawsze byłam z obozu przeciwniczek postowania zdjęć dzieci w mediach społecznościowych i byłam bardzo surowa w moich poglądach na ten temat. Śmiałam się perfidnie z dziewczyn, które to robiły i uważałam, że takie postępowanie jest oznaką ograniczenia ambicji i zawężania zainteresowań tylko dookoła dzieci. Wtedy jeszcze nie rozumiałam co to znaczy cieszyć się z dziecka i oczywiście byłam przekonana, że ja tak nie będę robić! Długo się broniłam przed pokazaniem zdjęć Sati na facebooku, trochę dlatego bo chciałam chronić dziecko ale też dlatego, że nie wiedzieć czemu chciałam grubą kreską oddzielić życie zawodowe od życia prywatnego. Pękłam, kiedy do mnie dotarło, że przecież moja córka, mała półtoraroczna Sati jest moją wspólniczką od pierwszego dnia jej poczęcia. Pracowała ze mną równo aż do dnia swoich narodzin. Kiedy ja ratowałam firmę pracując do późnych godzin nocnych, ona siedziała w moim brzuchu grzecznie nie sprawiając mi żadnych trudności przez całą ciążę… zupełnie jakby rozumiała, że walczę o nasze być albo nie być. Byłoby więc bardzo niesprawiedliwie, gdybym udawała, że jej nie ma i że wszystko osiągnęłam sama. Moja córka, mój mąż, moja mama są częścią mojej codzienności, są moją kotwicą i siłą, więc nie mogę ich wykluczać i udawać, że wszystko co osiągam jest tylko i wyłącznie moją zasługą. Dlatego postanowiłam nie ukrywać ich przed światem i otwarcie mówić o nas i naszym życiu. Wzruszyłam się widząc moje dziecko jak pozuje do zdjęć niczym wzorowa baby model. Nigdy jej tego nie uczyłam, ale to moja krew, więc wiadomo po kim to ma 🙂 Patrzyłam na nią i nie mogłam uwierzyć, że jest moja. Śmiała się, cieszyła ze zdjęć i po prostu była ciekawa tego co robimy. Możemy bojkotować proceder pokazywania dzieci w mediach, możemy próbować chronić je, ale jakim trzeba być naiwniakiem, by wierzyć, że w sieci istnieje jakakolwiek prywatność. Nasze telefony są mądrzejsze od nas, potrafią liczyć za nas kroki, ilość kalorii, rytm serca. Jesteśmy częścią milionowej społeczności a algorytmy aplikacji lepiej od nas wiedzą, kogo możemy znać lub jakie wydarzenie może nas zainteresować. Wydaje nam się, że to kontrolujemy, nawet jeśli nie wrzucimy żadnego naszego zdjęcia do sieci, to i tak całkiem nieświadomie sprzedajemy mnóstwo informacji o sobie. Dlatego tutaj należą się przeprosiny wszystkim mamom, moim koleżankom i znajomym, które były ofiarami moich krzywdzących poglądów na temat dzielenia się zdjęciami dzieci w internecie. Ja postanowiłam częściej zabierać Sati ze sobą do pracy i włączyć w moją aktywność blogową. Wielu może się to nie podobać i całkiem sprawiedliwie będą krytykować, w końcu karma wraca. Ja chyba jednak wolę żeby Sati kiedyś mówiła że chodziła z mamą na sesje zdjęciowe i do firmy, niż, że siedziała w domu z niańką i oglądała non stop bajki. Swoją drogą, myślisz, że reklamy produktów dziecięcych, które ci się wyświetlają na facebooku i innych stronach są przypadkowe? Pewnie tak, przecież tylko oglądacie bajki na You Tube 😉
Co myślisz ?