Najcenniejszy prezent, jaki możemy dać komukolwiek, to czas. Przemijające w mgnieniu oka minuty, godziny i dni naszego życia, prezent, którego nie sposób spłacić… Z czasem możemy zrobić co tylko chcemy, marnować go na nic nierobieniu, poświęcić komuś, kto kompletnie na to nie zasługuje albo spędzić życie na zdobywaniu szczytów kariery.. Nie osądzam, każdy robi ze swoją pulą czasu co chce, ja robię coś, o co jeszcze kilka lat temu bym siebie nie podejrzewała.
Byłam jedną z tych mądralińskich dziewczyn, które o wychowaniu cudzych dzieci wiedziały wszystko. Rzucałam teoriami na prawo i lewo bez chwili refleksji czy to co mówię z przypadkiem kogoś nie rani. Cieszę się, że życie zweryfikowało moje teorie i że z części z nich mogę być dumna bo zwyczajnie sprawdziły się w praktyce. Ale dziecko nas zmienia i uwrażliwia na świat dlatego dzisiaj zanim coś powiem, albo decyduję się na milczenie, albo staram się mówić tak, by nikogo nie ranić. Kilka lat temu doskonale wiedziałam jaka ilość dzieci jest odpowiednia na łebka i że liczy się jakość a nie ilość wychowanych dzieci. Jak głupim trzeba być, by głosić takie mądrości w obecności innych mam nie mając swojego dziecka? Chyba tak głupim jak ja… Dzisiaj jak nikt rozumiem kobiety, które decydują się na większą gromadkę dzieci i ubolewam nad tym, że rodziny wielodzietne są powszechnie uważane za patologiczne i wyzyskujące państwo. A gdyby nie było 500+, emerytur dla kobiety wychowujących dzieci też byśmy uważali, ze wielodzietność to patologia? Z resztą, co to jest pięćset złotych na dziecko? Każdy, kto ma choć jedno, doskonale wie ile kosztuje wychowywanie dziecka i gdyby pięćset złotych było warte dwa tysiące, to w naszym kraju najlepiej prosperującą siecią sklepów z ubraniami nie byłoby Pepco. Z resztą, ja nie o pieniądzach i proszę nie pisz w komentarzach o tym, ile statystycznie urodziło się dzieci z powodu 500+ spróbuj tym razem spojrzeć na to z szerszej perspektywy, od strony emocjonalnej, ludzkiej. Gdybym miała dzisiaj trójkę lub więcej dzieci, też byłabym patologią?
Frazesy na bok, spójrzmy prawdzie w oczy. To my, mamy, częściej potrzebujemy przytulać swoje dzieci niż tych przytulasów potrzebują one same. Ciągle je całujemy, bierzemy na ręce, głaszczemy, ściskamy okazując w ten sposób dozgonną miłość i oddanie. Łudzimy się, że kiedy dorosną wcale nie opuszczą rodzinnego gniazda i nie wyfruną na drugi koniec świata. Całujemy je ciągle na zapas wiedząc, że pula czasu na przytulasy kiedyś się skończy. I właśnie tu, w tym momencie zaczyna się moja akceptacja i zrozumienie dla kobiet, które decydują się na wielodzietność. Rozumiem to, że można się spełniać jako mama i tę rolę swojego życia stawiać na samej górze priorytetów. Można się spełniać jako mama i być szczęśliwą bez kariery w korporacjach i kilku lokat w banku. Patrzę na Sati i widzę jak się zmienia z tygodnia na tydzień, jak nieśmiało pod nosem wypowiada kolejne nowo nauczone słowa dzięki którym coraz lepiej komunikuje swoje potrzeby i emocje. Wiem, że nieubłaganie zmierzamy w kierunku “Oj przestań mamo” “Daj spokój mamo” “Nie przy kolegach, mamo…” 🙂 W pewnym momencie nie będzie już mnie potrzebować a na pewno nie w takim stopniu jak teraz a ja chcę być dla niej ważna i chcę żebyśmy były sobie bliskie. Nie wiem ile pieniędzy ktoś może potrzebować, by decydować się na jedno, drugie czy trzecie dziecko, ja wiem, że nie potrzebuję ani złotówki więcej niż mam. A gdybym nawet miała cały worek zielonej waluty, zamieniłabym je na drobne, byśmy razem rzucały do fontanny z życzeniem o czas. Razem. Nieskończony.
Zdjęcia zrobiła nam Karolina Chudyba, Sati ma na sobie sukienkę z H%M i czapeczkę od cosycott.pl a ja mam na sobie bardzo źle leżące spodenki i koszulkę z Mohito 🙂
Co myślisz ?