Powiedzmy sobie szczerze, pandemia zaskoczyła nas wszystkich. Nikt ni był przygotwany na to, co przeżyliśmy, nikt nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie świadkiem takiego chaosu na świecie. Lockdown, izolacja, ludzie zamknięci w domach to tylko jedna strona medalu. Druga to dramaty przedsiębiorców, ludzi, którzy stracili pracę i dochody. Szczerze mówiąc nie dziwi mnie, że szok pandemiczny jest porównywany do szoku w stanie wojennym, bo niezależnie od tego ile filmów nakręciliśmy na Tik Tok’a i ile książek przeczytaliśmy, to wszystkich nas gdzieś tam głęboko dotknęła ta sytuacja. Wszyscy w głębi duszy zadawaliśmy pytania na które nikt nie znał odpowiedzi.
Koronawirusa na nas wszystkich zostawił ślad. Jedni znosili izolację w spokoju, inni irytowali się. Ja na szczęście należę do pierwszej grupy i przyznam, że nawet dostrzegłam mnóstwo plusów zaistniałej sytuacji przy zachowaniu absolutnej świadomości konsekwencji gospodarczych. Moje podejście do życia, że szklanka zawsze jest do połowy pełna bardzo mi pomogła i jak zwykle z trudnej sytuacji postanowiłam wyciągnąć jak najwięcej pozytywnych doświadczeń. Jednym z nich jest aspekt finansowy na którym chciałabym się skupić w tym poście.
Zakupy w czasie pandemii
Do tematu podeszłam jak rasowa wojowniczka. Uzbrojona w wielkie torby wyruszyłam na zakupy. Głowa pamiętała głód z czasów wojny w Armenii, niekończące się kolejki i chleb na kartki. Postanowiłam więc zgromadzić poważne zapasy jedzenia. Wróciłam o 450 zł lżejsza i ku mojemu zaskoczeniu stwierdziłam, że to moje najbardziej przemyślane i sensowne zakupy ever! Nigdy nie zastanawiałam się podczas zakupów czy to, co kupuję wystarczy mi na co najmniej cztery tygodnie. Zawsze kupowałam bo miałam ochotę! A tu bach, okazało się, że wojenny stres ma się we mnie całkiem dobrze i w sytuacjach zagrożenia potrafi skutecznie uruchomić instynkt przetrwania. Co prawda do akcji zakupowej dołączyła jeszcze moja mama i poszły kolejne 300, 400 zł ale te zakupy wystarczyły na całe cztery tygodnie! Postanowiłam nie marnować żywności i wykorzystać wszystko co mamy na dany moment. W porównaniu z normalnymi miesiącami, w których wydawaliśmy około 200 zł tygodniowo na zakupy spożywcze przy tym większość żywności często się marnowała, fajnie było poczuć w dosadny sposób, jak głupio postępowałam do tej pory.
Oszczędność na żywności w pierwszym miesiącu to 100 zł.,
Ale w tym przypadku byłam bardziej podekscytowana zmianą naszego podejścia z do jedzenia. Pandemia dała nam przyspieszony kurs na less waste i ten nawyk pozostał z nami już na dobre.
Rossmann ma ban!
Nawet kiedy były otwarte starałam się ominąć Ross’ki szerokim łukiem. W zasadzie nie potrzebowałam stamtąd niczego do szczęścia. Postanowiłam nawet, że zrobię test na chodzenie bez makijażu i bez farbowania odrostów. Wytrzymałam trzy tygodnie 🙂 Potem otworzyłam zakład fryzjerski, obcięłam końcówki i zafarbowałam odrosty. W Rossmannie wydawałam dużo pieniędzy, ilość punktów na koncie mi świadkiem, ale i tu lekką ręką licząc zaoszczędziłam kolejne 450 zł w ciągu dwóch miesięcy.
Fryzjer i paznokcie w czasie kwarantanny
Pech tak chciał, że dwa tygodnie przed ogłoszeniem izolacji zrobiłam sobie hybrydę po długiej przerwie. Nie eksperymentuję przy paznokciach w domu od bardzo dawna, więc perspektywa “nie wiadomo, kiedy otworzą salony” była trochę przerażająca. Postanowiłam więc, że kupię sobie zestaw do hybrydy i zrobię paznokcie w domu. 150 zł wydanych na zestaw z Neo Nails dał mi oszczędność na poziomie 120 zł zł bo do tej pory zrobiłam paznokcie trzy razy. Licząc, że każda wizyta to 90 zł to w salonie zostawiłabym 270 zł. Zestaw okazał się strzałem w dziesiątkę i oszczędnością na lata.
Biorąc pod uwagę, że mamy wiosnę, z całą pewnością poszłabym do fryzjera na odświeżenie pasemek i podcięcie końcówek. Koszt usługi wraz z modelowaniem to 290 zł. Odrosty farbowałam dwa razy a końcówki ścięłam raz. Licząc że cięcie z modelowaniem to koszt 150 zł a odrost kolejne 60 zł to zaoszczędziłam 210 zł a pasemka nadal są w bardzo dobrej kondycji i nawet teraz, kiedy salony działają już pełną parą, nie mam zamiaru ich odświeżać u fryzjerki.
Kawa, jedzenie na mieście, kino i inne przyjemności
Każdy wie ile te imprezy kosztują. Kawa, a raczej mleko w znanych kawiarniach to koszt około 13-15 złotych. Biorąc pod uwagę, że wiosną częściej korzystam z takich przyjemności to kawa i ciastko 3 razy w tygodniu to wydatek około 28-30 złotych. Nie daj Bóg jeszcze zjesz coś w knajpie… licząc zestaw kawy z ciastem po najniższej linii oporu czyli 28 zł x 3 = 84 zł tygodniowo. W ciągu dwóch miesięcy izolacji dało mi to oszczędność 672 zł. Lekką ręką licząc kolejne 600 zł w ciągu dwóch miesięcy poszłoby na sałatki i kanapki w mieście plus wydatki w snack barze w kinie raz w tygodniu (mam kartę unlimited więc za bilet nie płacę każdorazowo) 4x 30 zł to mi daje oszczędność równo 1392 zł.
Ubrania i buty
To był jakiś obłęd! Przyznaję bez bicia, mimo prób i obietnic kupowałam więcej niż potrzebowałam. Co prawda w ostatnich dwóch latach i tak zrobiłam spory progres ale mimo wszystko moje wydatki na ciuchy były w okolicach 350- 600 zł miesięcznie. To sporo, biorąc pod uwagę, że kupowałam głównie w sieciówkach. Wypada mieć coś nowego na zdjęciach, kolejną koszulę, nowe spodnie, tu kolczyki, tam pierścionek i tak szła kasa strumieniami. Zdjęcia były tylko pretekstem. To, że zaprzestałam całkowicie i nie kupiłam ani jednej rzeczy przez te dwa miesiące były głównie spowodowane tym, że znalazłam poniekąd swój styl na nowo. Zmiany w podejściu do ubrań były też spowodowane przemyśleniami dotyczącymi mojej działalności blogowej i instagramowego detoksu który trwał około trzy tygodnie. Zrozumiałam, że moje decyzje w wielu aspektach, nie tylko w kontekście kupowania ubrań, były spowodowane tym, że cały czas byłam w poszukiwaniu. W poszukiwaniu siebie, swojej drogi, swojego spełnienia czy po prostu stylu. Odnalezienie odpowiedzi na wiele nurtujących mnie wewnętrznie pytań, pomogło mi w wykluwaniu się na nowo. To było bardzo odświeżające. Widziałam, że w każdej chwili mogę zamówić coś online a jednocześnie tego nie rozbiłam bo już nie czułam takiej potrzeby. Licząc, że w normalnych okolicznościach, mam tu na myśli otwarte sklepy i pokusy ze wszystkich stron wydałabym z całą pewnością około 700 zł w ciągu dwóch miesięcy na ubrania a kupiłam jedynie mezo roller marki Yonelle na promocji w douglasie i sprzęt treningowy za 90 zł. to zaoszczędziłam 430 zł.
Podsumowując oszczędności, w mojej kieszeni zostało 2702 złotych! Ta suma daje do myślenia. Ile razy nie mogłam sobie pozwolić na urlop, wyjazd na weekend, spłatę raty kredytu na czas… Oczywiście zdarzyły się ze dwie kawy na wynos, lody czy sałatka, ale to były wyjątki i wydatki z tym związane mają się nijak do moich przedpandemicznych przyzwyczajeń. Wiem, że świat kiedyś wróci do dawnego pędu i my wszyscy też wyjdziemy z tego szoku, ale ja osobiście czuję, że izolacja mnie uspokoiła, poukładała, dała odpowiedzi na wiele życiowych pytań i sprawiła, że na drabinie życiowych priorytetów znowu postawiłam nogę o jeden stopień wyżej.
Co myślisz ?