Piszę ten artykuł ze świeżo pomalowanymi home made hybrydami na paznokciach, bez makijażu i odrostem na głowie, jakiego świat nie widział. Brwi zasłaniają mi widoku a ja ciągle biję się z myślami wyskubać je czy zostawić zapuszczać dalej żeby w końcu, kiedy ta domowa niewola się skończy, zrobić je tak, jak zawsze chciałam, w końcu będzie z czego… Od całkowitej zapaści emocjonalnej uratował mnie wczoraj kupiony zestaw do domowej hybrydy. Niby odrost też mogę sama zrobić, mam w tym wprawę, brwi też, ale mam ochotę na eksperyment by się przekonać, ile kobieta jest w stanie znieść w kwestii urodowych poświęceń.
Czasami czuję się jak rasowa hipiska, choćby w tej chwili, kiedy piszę ten tekst. Głowa umyta, ale nie mam ochoty na modelowanie włosów, cera nawilżona, ale nie chce mi się robić makijażu, ciuchów w szafie pełno a ja non stop chodzę w tych samych spodniach 🙂 Po raz kolejny przekonuję się, że do pełni szczęścia nie trzeba zbyt wiele, wystarczy absolutne minimum. Szczerze podziwiam dziewczyny, które stroją się na home office, ja ledwo chciałam wyskoczyć z dresów na potrzeby zdjęć do tego artykułu. Podziwiam je i zastanawiam się, ile w nich musi być przestrzeni, że chce im się stroić i malować każdego dnia. Serio, nie mówię tego z żadnym wyrzutem, w końcu to jest tekst o tym, jak sama dbam o siebie w czasie izolacji. Ale nie umiem się oprzeć wrażeniu, że nawet w tak trudnym czasie, w jakim wszyscy obecnie się znajdujemy, dla bardzo wielu osób kwestie wyglądu nadal pozostają najwyższym priorytetem. Zaglądam na Instagrama i tylko widzę rytuały… Rytuał spania w czasie kwarantanny, rytuał nakładania kremu do twarzy, rytuał makijażu teatralnego, żeby pójść wyrzucić śmieci albo rytuał przebierania się na każdą porę dnia. A już najbardziej nie rozumiem tego, dlaczego wszystkie zdjęcia z zewnątrz mają w opisie zaznaczenia, że zdjęcie jest sprzed kwarantanny. Przecież nie mamy przymusu siedzenia w domach, jest rekomendacja dla dobra ogółu ale nie ma zakazu wychodzenia więc można wyjść na krótki spacer żeby nie zwariować a nawet zrobić sobie zdjęcie i nie udawać, że od miesiąca nieba nie widzieliśmy…
Postanowiłam wykorzystać czas na izolacji na porządki w głowie i emocjach ale też w szafie. Odpoczywam od makijażu i nie męczę włosów gorącym powietrzem suszarki. Dbam o cerę i nie faszeruję jej warstwami podkładu, wyjątkiem są paznokcie, które lubię mieć zrobione bo nie znoszę odrostów hybrydy 🙂 Kosmetyki ograniczyłam do minimum i zaoszczędziłam mnóstwo pieniędzy. W ogóle ten czas kwarantanny jest bardzo oszczędny w kosztach życia. Zakupy robię bardzo przemyślane i raz na dwa tygodnie. Wyjadamy wszystko i dopiero idziemy po następne. Ciuchów nie kupiłam nic a nic! Mnóstwo kasy zostało w kieszeni więc zainwestowałam w zestaw do domowej hybrydy i mezoroller (napiszę o tym w innym artykule) Ten czas w domowej izolacji pokazał mi, że mogę znacznie więcej za zdecydowanie mniej i to jest najlepsza lekcja, jaką ja wyciągnęłam z tej sytuacji.
Moje niezbędniki:
Serum Tołpa dermo face. Krem na dzień Bielenda Vege Skin Diet. Maska do włosów 4in1 Schwarzkopf Gliss Protein + Cocoa Butter (rewelacyjne efekty daje nałożona na kilka godzin przed myciem głowy) Spray do włosów Magic Retouch L’oreal Paris. Krem do rąk Alba
Co myślisz ?