Musiałam się ubrać, wymalować, wypachnieć, żeby dać sobie namiastkę normalności. W moim życiu codziennym nie mam zbyt wiele okazji do strojenia się a biorąc pod uwagę ciągłe stymulacje, końskie dawki hormonów i bycie non stop między wizytami u lekarzy nie sprzyjają ani dobremu samopoczuciu ani wyglądowi. Przez to ciągłe bycie pomiędzy trochę odstawiłam siebie na boczny tor. Czekałam na lepsze czasy żeby znowu chciało mi się w ogóle myśleć o tym, co powinnam na siebie włożyć. Kiedyś się tym ekscytowałam, na każde wyjście na drinka z koleżankami tydzień wcześniej już wiedziałam co założę a teraz? Teraz noszę to, w czym będzie mi wygodnie, w czym najmniej się pocę i będzie szybkie do zdjęcia z siebie na wizycie u lekarza. Wypisz wymaluj workowate sukienki.
No dobra, ale #matkastaraczka też człowiek i szczerze zaczęło mi brakować tej chęci i zapału względem ubrań. W mojej aktualnej życiowej sytuacji ubiór jest sprawą drugorzędną, ale od jakiegoś czasu czułam tęsknotę za dawną siebie. Tak się złożyło, że w tym samym czasie, kiedy robiliśmy zdjęcia do tego wpisu, w 2016 roku będąc w ciąży z Sati też robiłam zdjęcia dokładnie w tym samym miejscu w mojej ukochanej starówce. Różnica między tamtą dziewczyną a tą, którą jestem teraz jest kolosalna. Tamta Narine dokładnie wiedziała które buty do czego, jaki kolor cieni, jaka torebka i czy dodać kolczyki czy zostawić sam łańcuszek na szyi. Dziewczyna, którą jestem teraz jest trochę zagubiona, niepewna tego czy dobrze zrobiła łącząc ten sweter z tą właśnie spódnicą. Dzisiejsza Narine na nowo odkrywa modę i próbuje się w niej odnaleźć. Wie już, że lubi proste rozwiązania ale też szaleje za kolorem. Najbardziej doskwiera mi brzuch, który psuje wygląd każdej stylizacji ale pomyślałam, że ten brzuch jest jedyny jaki mam i że pora się zaprzyjaźnić na nowo z moim ciałem. Ten brzuch dał mi moją córkę, trzymał ją bezpiecznie aż do dnia narodzin, teraz dzielnie znosi zastrzyki do kolejnych stymulacji i trochę jestem niesprawiedliwa wobec swojego ciała kiedy odbieram mu możliwość nawet na tak powierzchowne przyjemności jakim jest noszenie kilku ładnych ciuchów.
Postanowiłam zmusić się na nowo do oglądania mody i szukania w nim siebie niezależnie od tego jak spuchnięte i obolałe jest moje ciało. Rzuciłam więc sobie wyzwanie, że nawet gdyby nie wiem co, jeden dzień w tygodniu będę się ubierać inaczej, ładniej, lepiej. Moje ciało nie jest obecnie idealnych proporcji i zupełnie się nie zgadzam z tym jak sobie rośnie mimo mojej woli, ale na sport, diety i rzeźbę też przyjdzie czas.
Torebka: Michael Kors, buty, pasek torebki i sweterek: Uterque, spódnica: Stefanel, okulary (stare jak świat, nie pamiętam marki a napisu brak)
Karolina
listopad 10, 2020Piękna stylizacja. Cudne kolory.