Bądźmy szczerzy, w niepłodności nie ma chwytów niedozwolonych. Na początku starań o dziecko nie jest jeszcze tak źle, tłumaczymy sobie, że jeszcze jesteśmy młodzi, mamy czas – Kaśce i Tomkowi też się nie udawało ale w końcu Kasia zaszła – więc i nam na pewno się uda! Naprawdę nie ma nic złego w takim myśleniu i szczerze polecam ładowanie głowy takimi właśnie myślami niż tymi z przeciwnego bieguna. Niestety niepłodność to taka choroba, w której człowiek jest jak rozbitek bez kompasu – dryfujesz miesiącami, latami po otwartym morzu i ni ch***a nie wiesz gdzie jesteś! W końcu podpływa statek z Dobrorady i z chwilą gdy dajesz się wciągnąć na jego pokład, dociera do ciebie, że na samotnym “dryfingu” przynajmniej miałaś ciszę, a teraz nie dość, że hałas to jeszcze chaos i huragan.
Otwierając karty przed najbliższymi na temat swojej niepłodności musisz się przygotować na uderzenie torpedy, bo statek z Dobrorady jest fajny ale tylko gdy załoga i pasażerowie biorą pod uwagę fakt, że jesteś poturbowana, zmęczona, obolała i oprócz ciepłej herbaty, koca i przytulasa nic więcej nie oczekujesz. Przynajmniej na jakiś, aż pozbierasz się fizycznie i psychicznie po samotnym dryfowaniu. Niestety zainteresowanie rozbitkiem bywa tak duże, że czasami żałujesz, że w ogóle wlazłaś na ten cholerny statek.
Im więcej osób dowiaduje się o twojej chorobie, tym więcej złotych porad usłyszysz. Jedni zalecają modlitwę, drudzy magiczne zioła a jeszcze inni znają znachora – podobno zajebistego, którego święty palec zapłodnił niejedną Kasię. Uff, siostro, co Ci będę długo opowiadać… wstyd się przyznać ale byłam u takich dwóch i niestety oprócz poczucia totalnego zażenowania nie wyniosłam z tych wizyt nic więcej. Cóż – na moją niepłodność święty palec Baby z armeńskiego Pcimia dolnego nie zadziałał! Potem ciotki namówiły mnie na jeszcze jedną wizytę, tym razem też nie było mocnych na me trefne jajca. Znowu wróciłam wściekła do domu, właściwie nie wiedząc czy jestem bardziej zła na siebie, że dałam się wkręcić w taki numer, czy na tych, którym przyszło do głowy zorganizować te niedorzeczne wizyty. Problem z coming out’em w niepłodności jest w tym, że z samotności wpadasz w osaczenie i w pewnym momencie dociera do ciebie, że twoją chorobą już nie zarządzasz Ty…
Niedorzeczność polecania znachorskich praktyk w kontekście niepłodności – i w ogóle w chorobie – polega na tym, że te wszystkie pogańskie praktyki są uprawiane pod płaszczykiem wiary. Dla osoby prawdziwie wierzącej modlitwa owszem może mieć uzdrawiającą moc dla duszy i przynieść ukojenie. Z resztą nie ma nic złego w wierze i zwracaniu się do Boga pomoc, bowiem Bóg to nikt inny jak jedność nas samych ze sobą. Nie ma odrębnej jednostki pełniącej rolę Boga, zarządcy wszystkimi sumieniami tego zmęczonego grzechami świata. Bóg to MY w obliczu skrajnej emocjonalnie sytuacji, w której nie pozostaje nam nic innego jak prosić i czuć, że w tej jednej chwili, cały ból duszy został wysłuchany przez cztery ściany naszego pokoju.
Tak jak napisałam na samym początku, w niepłodności nie ma chwytów niedozwolonych, więc kobieto, jeśli czujesz, że wizyta u znachora pomoże ci w ogarnięciu myśli i emocji – idź w to. Postaraj się tylko aby to była tylko i wyłącznie twoja decyzja a nie wpływ ludzi z twojego otoczenia tak jak to było w moim przypadku. A teraz zupełnie poważnie – rzecz nie w tym, że korzystamy z usług różnych osobistości ze świata magii, rzecz w tym, że zastępujemy, czy wręcz odpieramy tymi wizytami leczenie u lekarzy specjalistów.
Wierzyłam w to, że jeśli tylko będę wystarczająco mocno się modlić, wystarczająco często smarować cipkę śmierdzącą mazią od Baby z Pcimia dolnego, wszystko się zmieni a ja, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zajdę w ciążę. Moja niepłodność cały czas była traktowana w kategoriach nie choroby wymagającej lekarskiej interwencji a jako mistyczną karę za grzechy z których muszę się oczyścić. Dawałam sobie nakręcić makaron na uszy o tym, że Bóg da w odpowiednim czasie. Cóż, Bóg mi nic nie dał – dziecko mam dzięki medycynie. Dopiero teraz po latach dociera do mnie jak niedorzecznie jest traktowana niepłodność przez większość ludzi. Mówiąc o tej chorobie ciągle mam wrażenie, że jest ona owiana aurą boskiej kary spod Arki Noego. Bogate kobiety z czasów Chrystusa dotknięte niepłodnością pchały swoje służące do łóżek swoich mężów by te zaszły w ciąże i urodziły im dziecko. Kobiety już wtedy korzystały z pewnego rodzaju surogacji ( o ile można to zjawisko nazwać surogacją) a nam w 21 wieku wmawia się, że in vitro to dzieło szatana.
Dzisiaj na wielu forach o tematyce niepłodności czytam pytania dziewczyn o to, czy warto zrobić takie czy inne badanie bo lekarz kazał ale ona uważa, że to jest niepotrzebne. Jeśli ufasz swojemu lekarzowi albo zdecydowałaś się leczyć u konkretnego lekarza to on zna zasadność wykonania zleconego badania a my ciągle chcemy być mądrzejsze od specjalistów. Sama nie raz stałam przed decyzją o tym, czy oby nie zaoszczędzić tych kolejnych 600, 800 zł na badania, w efekcie wydawałam setki dolarów na magię i zioła tracąc przy tym coś znacznie cenniejszego niż pieniądze – czas, który w przypadku niepłodności jest na wagę złota!
Pisząc ten artykuł raz po raz docierało do mnie jak bardzo podatne jesteśmy na sugestie gdy walczymy z niepłodnością. I nie chcę, żebyś myślała, że bojkotuje inne formy walki o dziecko i tylko in vitro jest jedyną słuszną drogą. Dla każdej z nas jest lekarstwo, dla każdej z nas jest droga, dla każdej z nas jest czas burzy, niepokoju i czas spełnienia. Będąc w obliczu tak paskudnej choroby człowiek podpisze pakt nawet z samym diabłem, byle tylko zajść w tą ciąże i urodzić zdrowe dziecko. Byłam na skraju wyczerpania emocjonalnego i w tamtym czasie potrzebowałam ulgi, otuchy i wiary. Moja trasa do lekarza została wytyczona przystankami u szamanów, magików, wróżek i znachorów. Były też hinduskie bożki, mongolskie badanie języka i diagnoza z oczu no i obowiązkowo tarot! Straciłam kilka ładnych lat myśląc, że jakaś wyższa siła nie daje mi dziecka a chodziło o niedrożne jajowody…
Co myślisz ?