Jeśli chcesz żyć po swojemu, musisz być gotowa na to, że nikt oprócz ciebie, nie zaakceptuje obranej przez ciebie drogi. Musisz być gotowa na krytykę i brak zrozumienia. Bo kiedy wybierasz swoją drogę i obierasz kurs na cel, będziesz sama. Życie na własnych warunkach nigdy nie jest łatwe ale czy warte? Z pewnością. By żyć po swojemu, trzeba mieć odwagę, stalowe nerwy i być gotowym na ryzyko utrudnień. To nie jest zabawa, z której możesz wrócić na garnuszek rodziców, kiedy tylko pojawi się pierwszy wybój. Z tej drogi, droga siostro, there is no turning back.
Życie na własnych warunkach wygląda pięknie na Instagramie pięknych i bogatych. Oni mogą sobie na to pozwolić, ty musisz zapracować. I choć będziesz pruła sobie żyły, to i tak wszyscy będą uważać, że nie masz racji i że marnujesz swoje młode lata. Według wielu, nie tylko tych z pokolenia naszych rodziców, ale i całkiem młodych ludzi, uważa, że o odpowiedzialności człowieka świadczy kredyt hipoteczny na trzydzieści lat na który wcale cię nie stać. Jeśli więc chcesz żyć podróżując po świecie z plecakiem albo przeprowadzić się na rajską plażę z trzymiesięcznym dzieckiem i facetem z którym od lat mieszkasz na kocią łapę albo o zgrozo, zarabiać na życie tylko tyle, ile musisz być się utrzymać, raczej przez wielu będziesz postrzegana jako nieudacznik. Dla wielu będziesz tą, która ucieka od czegoś a nie do czegoś. Wszyscy chcą więcej, a jeśli ktoś ma w dupie pieniądze i ceni sobie inne luksusy, nie może być normalny. Wielokrotnie słyszałam, że żyjąc w ten sposób, marnuję życie swojemu dziecku bo “co ja jej zostawię po sobie” Pytanie brzmi, dlaczego miałabym cokolwiek zostawiać? I od kiedy wychowanie dobrego, wolnego człowieka z otwartym umysłem na świat i ludzi przestało być wartością samą w sobie? Ludzka obłuda polega na tym, że o wartościach chętnie mówimy, ale jeśli już zestawiamy je z posiadaniem, okazuje się, że tylko jeden procent ma odwagę wybierać wartości ponad pieniądze. Na tych, którzy żyją wolni gdzieś na skraju świata, albo opływają Atlantyk w kajaku mówimy “świr” “fiśnięty” “wariat”… Ale o bogatym idiocie bez klasy, wychowania i fundamentalnych zasad funkcjonowania w społeczeństwie najczęściej najpierw słyszymy “bogaty” potem długo nic i ewentualnie usprawiedliwienia jego idiotycznych zachowań. Bogatemu chamowi nikt nie ma odwagi powiedzieć prosto w twarz, że jest idiotą, ale człowiekowi o prostych fundamentalnych potrzebach zawsze dostaje się wiadro pomyj na głowę.
Życie po swojemu ma wiele twarzy. Wcale nie musisz zaraz zostać nomadką i jeździć po Sri Lance z plecakiem. Twoje “życie po swojemu” może być bardziej prozaiczne niż ci się wydaje i w tym jest jego piękno. Znaleźć swoją drogę i żyć w harmonii ze sobą, dbać o to, co dla ciebie najważniejsze bez oglądania się na o, co powiedzą inni. Brzmi pięknie i jest możliwe. Nasz mózg od wczesnych lat dzieciństwa jest ćwiczony w kierunku “co ludzie powiedzą” i “bo tak trzeba” Guzik prawda, nic nie trzeba, ewentualnie można. Ja często mam wrażenie, że większość z nas jest stłamszona przez brak akceptacji dla naszych wyborów i tym bardziej to przeżywamy, bo jesteśmy stłamszeni przez najbliższych. Ci, na których najbardziej nam zależy, od których zależy w pewnym sensie nasz spokój ducha, trzymają nas w garści. Chcemy akceptacji naszych rodziców bo oni dla większości z nas są autorytetem i żeby móc być wolnym, oni muszą najpierw nas puścić. Większość z nas jednak ucieka z bólem w sercu, bo przychodzi taki moment, w którym zdajesz sobie sprawę, że jedyną osobą, która może dać ci wolność, jesteś ty sam. Odkąd jestem mamą, dużo rozmyślam na temat relacji rodzica z dzieckiem. Obserwuję ludzi, analizuję swoje doświadczenia i dochodzę do wniosku, że najczęstszym powodem dla którego rezygnujemy z naszych prawdziwych pasji i żyjemy na modłę każdego ale nie nas samych, są zależności samopoczucia rodzica od postępowania dziecka. Przyniesiesz piątkę to mama czuje się świetnie, dostaniesz pałę od razu w łeb i mamę migrena bierze bo “co z ciebie wyrośnie” Żyjemy więc na smyczy i w ramkach ideałów naszych rodziców i z kagańcem na mordzie. Wszyscy chcą nas trzymać na łańcuchu. Bank, bo twierdzi, że biorąc kredyt na trzydzieści lat na mieszkanie robisz interes życia. Państwo, które zabiera ogromną część naszych dochodów wciskając kit, że zapewni godziwą emeryturę. Reklamy wszelkich towarów, bo ich kupno podobno ma jakoś zajebiście wpłynąć na jakość naszego życia. No, ale jak chcesz napić się lampki wina w południe i prowadzisz blogowego Instagrama, to chcą cię wyrzucić z lokalu komunalnego, twierdząc że “stać cię na wynajęcie” Widzisz, sprawiedliwości na tym świecie ani krzty, ale chrzanić to. Sprawiedliwa musisz być przede wszystkim wobec siebie. Żyć po swojemu to móc powiedzieć “nie” wszystkiemu, co nas ogranicza z taką finezją, że osoba słysząca odmowę będzie w niebo wzięta, że w ogóle odpowiedziałaś. Widzieć czego chcesz nie jest równe chamstwu i arogancji i nie daj sobie tego wmówić. Tak naprawdę wszystko co nas ogranicza siedzi w naszej głowie głęboko zakorzenione od wczesnych lat dzieciństwa. Nikt nas nie uczy jak zdobywać świat, jak być wolnym i niezależnym. Mało kto w dzieciństwie słyszy, że wszystko jest możliwe a algebra kończy swoje zastosowanie w życiu codziennym na poziomie 2×2. Szkoła, to kolejne narzędzie nacisku na młode umysły. Zero nauki życia za to kilogramy książek i prace domowe do północy bo tak trzeba. Nie twierdzę, że historia inne przedmioty nie są potrzebne, ale uważam że jest zdecydowany dysonans między praktyką życia we współczesnym świecie a ilością klasówek. System uczy nasze dzieci tego co chce, a nie tego czego dziecko potrzebuje by funkcjonować w rozwijającym się świecie. Dlaczego? Odpowiedź chyba jest oczywista…
Moje życie po swojemu, to czas na podlewanie kwiatów z uśmiechem a nie w pośpiechu. To sześć złotych na gofra dla mojego dziecka i lizanie cukru pudru z paluszków Sati, co z resztą sprawia jej ogromną radość. To czas i chęć taszczenia całej floty hulajnogi z rowerem i wózkiem na wypadek, gdyby chciała zmienić środek lokomocji w parku. To też praca wtedy, kiedy ja wybieram pracę a nie odwrotnie. Ale przede wszystkim w całym tym moim życiu “po swojemu” chciałabym, żeby między mną a moim dzieckiem była wolność i pewność, że kiedy jedno z nas chce w prawo a drugie w lewo, to każde może iść w swoją stronę a akceptacja obranej drogi będzie dowodem największej miłości.
Pavlo
lipiec 29, 2019Piękny artykuł❤️